dyscyplina w domu

DYSCYPLINA. OSTROŻNIE Z NIĄ.

Po wielu latach spotykam się z kolegą. Przez pierwsze minuty nie poznaję go. Nie tylko wydoroślał, ale bardzo zmienił się fizycznie. Jest znacznie szczuplejszy, przybyło mu zmarszczek, lekko wyłysiał. Zupełnie jak nie on. “Czas zmienia nas wszystkich” – pomyślałam w pierwszej chwili. Dopiero potem miałam dowiedzieć się, jak bardzo sponiewierało go życie.

Karol (to nie jest oczywiście jego prawdziwe imię) był jedynakiem, oczkiem w głowie rodziców. Dostawał zabawki, o których marzyły wszystkie dzieci. Miał najfajniejszy plecak, a na wakacje zawsze latał w najodleglejsze miejsca na ziemi. Niczego jednak nie dostawał z miłości. To nie tak, że rodzice kochali go bezgranicznie i uchylali mu nieba. Karol musiał być posłuszny. Zawsze i wszędzie. Dyscyplina, którą wprowadzili jego rodzice była nie do zniesienia dla zwykłego dziecka. Jeśli zasłużył, dostawał komputer albo nową grę. Albo cokolwiek sobie zażyczył.

Ojciec trzymał go krótką ręką. Choć może trafniej brzmiałoby: na krótkim pasku. Klapsy były na porządku dziennym, pas od wielkiego dzwonu, ale tylko dlatego, że Karol bardzo starał się nie narażać rodzicom.

Kiedy jego znajomi wracali z urodzin kolegi o 20:00, on musiał być w domu o 19:00. Z wiekiem ta godzina się zmieniała, ale zawsze musiał wracać wcześniej niż rówieśnicy. Ojciec nastawiał sobie budzik i wstawał, żeby sprawdzić czy Karol się nie spóźnił.

Nie znał smaku piwa nawet wtedy, gdy był już pełnoletni. Nigdy nie spróbował nawet papierosa, bo bał się, że rodzice wyczują. Nie kombinował, nie wagarował, nie imprezował z innymi dlatego miał niewielu przyjaciół. W zasadzie, prawdziwego przyjaciela nie miał nigdy. Uznawano go za kujona, bo wciąż się uczył, a po lekcjach grzecznie wsiadał w autobus i wracał do domu.

Po latach opowiada mi o tym wszystkim, a ja słuchając mam ciary.

“Byłem takim dzieckiem, o jakim marzą współcześni rodzice. Wymuszano to na mnie dyscypliną. W moim domu twardo postawiono ogólne zasady i nikt nigdy się nie wyłamał. W łóżku musiałem być o określonej porze. Nawet w czasie wakacji nie spóźniłem się pięciu minut. Chodziłem jak w zegarku” – wyznaje.

Co stało się więc z Karolem? Chłopak dostał się na studia w innym mieście. Dobra uczelnia, wysoki poziom, oblegany kierunek. Rodzice w nagrodę kupili mu nawet mieszkanie. Wyjechał, wyprowadził się.
“Nareszcie byłem wolny. Ale tak wiesz, absolutnie wolny bez bata nad sobą. Nie musiałem nikomu się tłumaczyć z szybszego wyjścia z imprezy, miałem znajomych, ogromne grono znajomych. Nagle z cichego chłopca stałem się duszą towarzystwa. Czułem się jak w raju. Dziewczyny zmieniałem jak rękawiczki. Często poznawałem laski, potem szybki seks, poproszę następną. Postanowiłem żyć pełną piersią i robić wszystko to, co do tej pory było zakazane.”

Karol nie przykładał się do nauki. Często nawet nie pojawiał się na zajęciach. Był za to szczęśliwy. Jak sam mówi, dopiero zaczął żyć. Buntował się, był nierozsądny i egoistyczny. Urwany ze smyczy nie liczył się z nikim. Pozory zachowywał jedynie przed rodzicami, gdy odwiedzał ich raz w miesiącu. Nawet kiedy wyrzucono go z uczelni, nie przyznał się.

Zachłysnął się wolnością, a gdy pierwsza euforia minęła, same imprezy już mu nie wystarczały. Pojawił się alkohol, narkotyki…

“Rodzice już nie mieli nade mną władzy. Byłem dorosły, z dala od domu… Nikt nie nakładał na mnie żadnych kar ani zasad, bez jakiegokolwiek tłumaczenia. Nikt nie miał już nade mną kontroli absolutnej.”
Wewnętrznie Karol buntował się zawsze. Płacząc w poduszkę nieraz odgrażał się w myślach, że jeszcze im pokaże! Mimo świetnych ocen, nigdy w siebie nie wierzył i co najgorsze, nigdy nie łączyła go żadna emocjonalna więź z rodzicami. Miał być po prostu posłuszny.

Dziś siedzę na przeciwko Karola, który mówi, że już jest dobrze… Jest po długim odwyku, znalazł pracę w hurtowni, staje na własnych nogach. Nie ma kontaktu z rodzicami, zawiódł ich, więc należy mu się kara. Widzi jednak światełko w tunelu, bo gdy dzwoni do domu to mama już nie rzuca słuchawką od razu…

“Chciałbym kiedyś założyć rodzinę, ale boję się, że mógłbym skrzywdzić własne dzieci. Dopiero po terapii psychologicznej widzę, jak wiele błędów można popełnić w dobrej wierze. Najważniejsze, że żyję. Uczę się dyscypliny od nowa. Na zdrowych warunkach”.