Po dwóch miesiącach wakacji większość rodziców niecierpliwie czekała na rok szkolny. Zdecydowanie potrzebowaliśmy odpoczynku psychicznego od bycia z dziećmi dwadzieścia cztery godziny na dobę. Gdzieś tam jednak z tyłu głowy chował się również niepokój. Początek roku szkolnego to nie tylko więcej obowiązków, ale także… jesień. A co za nią idzie: smarki, kaszel, choroby, zarazki…
Czasem to nieuniknione i nawet dzieci, które naprawdę chorują raz lub dwa razy w roku (jak moje), właśnie wtedy ulegają infekcjom. Od wielu lat poszukiwałam specyfiku, który pomoże nam wzmocnić odporność dzieci, najczęściej poszukiwania odbywały się w aptekach i forach dla mam. Był okres, gdy podawałam dzieciom tran i witaminy w kapsułkach. Największą robotę zrobiła jednak odpowiednia dieta.
Sposób żywienia, choćby nie wiem jak najlepszy, nie zawsze pomoże zwykłym chorowitkom. Bo na naszą i dziecięcą odporność ma wpływ wiele czynników. Co więc zrobić, gdy dziecko po tygodniu uczęszczania do przedszkola lub szkoły wraca do domu z gilami do pasa? Jak pomóc mu szybko się wykurować i zatrzymać infekcję, by nie przerodziła się w coś poważniejszego?
Mówi się, że katar leczony trwa siedem dni, a nieleczony tydzień. Albo odwrotnie, nie wiem. A jednak sposobem babcinym (choć moja babcia akurat nie stosowała tego) udało mi się wyleczyć gile córki w dwa dni. Wystarczył weekend. Z ręką na sercu. A receptę na ten specyfik zdradziła mi koleżanka.
Żeby skrócić okres chorobowy i infekcyjny, a także wzmocnić odporność należy codziennie pić pewien specyfik, który moje dzieci nazywają “miksturą”. Mikstura jest tak dobra, że córki kiedy tylko otworzą rano oczy pytają, czy mogą go już wypić. To zdecydowanie ułatwia cały proces dbania o zdrowie, bo większość maluchów ma problem z przyjmowaniem syropków i innych leków.
Miksturę przygotowuje się już wieczorem. Do szklanki wlewamy przegotowaną, letnią wodę i dodajemy czubatą łyżeczkę miodu. Mieszamy, żeby miód się rozpuścił. Tak przygotowany roztwór zostawiamy na całą noc. Dlaczego?
Miód ma ogromne działanie antybiotyczne, jednym słowem: jest naturalnym antybiotykiem. Co więcej, w odstanej wodzie ma kilkukrotnie większe działanie niż ten zjedzony łyżeczką prosto ze słoiczka. Zawiera między innymi lizozym, który rozkłada ściany komórkowe bakterii. A poza tym ma mnóstwo witamin, które niezbędne są do prawidłowego funkcjonowania naszego organizmu.
Rankiem do tak przygotowanego płynu wyciskamy sok z połowy cytryny. Po co? Cytryna oczyszcza wątrobę z toksyn, a także poprawia perystaltykę jelit. A nie od czapy mówi się o tym, że choroba zaczyna się w przewodzie pokarmowym.
Miksturę pijemy na czczo. Jest pyszna i daje ogromnego kopa z samego rana. Poza tym ma mnóstwo dodatkowych plusów. Zapobiega zaparciom, podobno przyspiesza odchudzanie, oczyszcza drogi moczowe, wzmacnia serce, koi nerwy (to coś dla nas!) i pobudza aktywność mózgu.
Kiedy pić? Poza tym, że rano to przez cały rok, nie tylko jesienią i zimą. U nas napój ten króluje od kilku tygodni. Wierzę w jego siłę i moc bardziej niż w rozpuszczalne proszki kupione w aptece. Wypróbujcie!