Zaczęło się. Przygotowania do pierwszego dnia szkoły i przedszkola uważam za rozpoczęte. Pamiętam, gdy byłam dzieckiem, uwielbiałam ten czas. Nowe kredki, pachnące zeszyty, piórnik i bloki rysunkowe sprawiały, że nie mogłam doczekać się, kiedy zasiądę w ławce. Widzę swoją zniecierpliwioną córkę. Przeżywa dokładnie to samo.
I widzę siebie. Domyślam się, że dla mojej mamy wyprawka dla czwórki dzieci była mocnym obciążeniem finansowym. Dla większości rodziców wciąż jest. Nie oszukujmy się, to duże zakupy, mimo, że większość podręczników zakupuje szkoła. Dlatego kolejny rok z rzędu postanowiłam nie przepłacać za te produkty. Skupiłam się na jakości, ale i niskich cenach.
Natomiast wybór produktów, po raz kolejny zostawiłam córce. W zeszłym roku, kiedy szła do pierwszej klasy, większość rzeczy wybrała sobie z motywem Krainy Lodu. Chociaż, widok Elsy i Anny patrzący na mnie z każdego kąta domu zdążył mi się znudzić, nie chciałam ingerować w jej tegoroczne wybory. Byłam przekonana, że historia się powtórzy.
Tymczasem moja ośmioletnia córka, drugoklasistka… zaskoczyła mnie. “Mamo, żadnych bajek! Nie jestem już małym dzieckiem!”. Ale jak to żadnych bajek? Coś się we mnie buntowało. Chciałam krzyczeć, że jest przecież jeszcze moją małą córeczką, żeby tak szybko nie dorastała, że to niesprawiedliwe… Prawda była jednak inna. Moje dziecko rośnie, zmienia się i choć ma tylko osiem lat, sama czuje się “panienką”.
Zaskoczyła mnie swoją dojrzałością. “Mamuś, nie kupujmy nożyczek. Mam już dwie pary. Tego też nie bierzmy, przyda mi się jeszcze z zeszłego roku”. Gdzie się podziało moje dziecko, które krzyczało “kuuuuup mi!”? Ok, rozwiążę tę zagadkę, godzinę później okazało się, że to dziecko zostało między regałami z zabawkami (a jednak!). Tymczasem wybór produktów do szkoły był dużym zaskoczeniem. Na każdą Elsę kręciła nosem.



Nastąpił nieoczekiwany zwrot. Kiedy młodsze dziewczynki nie miały jeszcze w zeszłym roku możliwości wyboru, w tym z pełną odpowiedzialnością pozwoliłam im zdecydować, które produkty z wyprawki chcą mieć. I tym sposobem… Anna i Elsa znów zadomowiły się w naszych pokojach. Tym razem w obecności Myszki Minnie.
I tu kolejny szok. Do tej pory bliźniaczki zawsze wybierały te same produkty! Zawsze. Nieważne czy chodziło o ubrania, czy zabawki. Musiały być takie same. Po raz pierwszy jedna z nich zagustowała w Krainie Lodu, a druga w Myszce Minnie.


Często wydaje nam się, że dobrze znamy gust własnych dzieci. Tymczasem często nie zauważamy, że wraz z wiekiem dziecka, zmieniają się jego upodobania. Warto zapytać je o zdanie, bo to właśnie ono ma dobrze czuć się w szkole. Kiedy szkolne produkty mu się podobają, to z większą chęcią zaczyna nowy rok szkolny. Wyobrażam sobie jak czułaby się Martyna, gdybym sama pojechała do PEPCO i wybrała jej zeszyty, piórnik, bidon i worek na buty z Elsą. Myślę, że czułaby się rozczarowana i wcale nie czekałaby już na pierwszy dzień szkoły z takim podekscytowaniem.
Już czteroletnie dzieci są w stanie określić, co im się podoba. Nie odbierajmy im zatem tej frajdy. Oczywiście, to rodzic powinien decydować o tym, co kupujemy, ale dziecko może śmiało wskazać jak ten produkt ma wyglądać.


Kredki Bambino drewniane, 12 kolorów – 14,99 zł
Notes z długopisem z puszkiem na licencji Frozen – 7,99 zł
Kolejny rok szkolny zaczynamy z PEPCO. Z prostego powodu. Niska cena, dobra jakość. Nie chcę i nie lubię przepłacać. Nauczona doświadczeniem z zeszłego roku wiem, że wybór jest słuszny. Ciągłe gubienie nożyczek, gumek do ścierania czy kredek to kolejny wydatek. Może i nieduży, ale zawsze można go zmniejszyć. Jestem częstym gościem w tym sklepie. Mam troje dzieci, które trzeba ubrać, wyposażyć je do szkoły i przedszkola, a czasem po prostu kupić jakąś grę. Mam tu duży wybór produktów plastycznych, które znikają w naszym domu błyskawicznie, bo dziewczyny ciągle wymyślają coś nowego. No i dzieci bardzo lubią nasze wizyty w PEPCO, bo zawsze wybiorą sobie coś, co im się podoba.





Wpis powstał we współpracy z marką PEPCO