NIEEE UMIEEEM…

 

Mój syn nic nie potrafi zrobić. Leń śmierdzący! Jeśli nie przypomnę mu o zadaniu domowym to rzuci w kąt plecak i nawet nie pomyśli, że trzeba odrobić lekcje. Jeśli nie powiem mu, że ma umyć zęby przed spaniem to pójdzie do łóżka i nawet nie spojrzy w kierunku łazienki. Pomoże przy nakrywaniu do stołu, ale muszę go wcześniej poprosić. Nie mam już sił.

Ile ma lat?” – pytam

14…

Kiedy zaczęłaś go uczyć samodzielności?

W zeszłe wakacje… Wcześniej był przecież za mały.

Mama, z którą rozmawiałam wie, że popełniła błąd, za który sama teraz płaci.

Czytam o umiejętnościach dzieci, które przypisuje się do odpowiedniego wieku. O tym, że już trzylatek jest w stanie posprzątać po sobie zabawki, przygotować sobie ubranie do przedszkola i samodzielnie się ubrać, potrafi umyć zęby czy włożyć pranie pralki ( a już na pewno wrzucić je do kosza – chyba, że jest się dorosłym mężczyzną 😉 ).

Czytam o pięciolatkach ścierających kurz z mebli i nakrywających do stołu. Ośmiolatkach potrafiących samodzielnie przygotować sobie śniadanie, a nawet umyć włosy. I wreszcie o dwunastolatkach robiących zakupy w supermarkecie czy koszących trawę.

Te informacje z jednej strony powinny motywować, a już na pewno w przypadku mamy, z którą rozmawiałam. Dużo trudniej nauczyć samodzielności kilkunastolatka, niż… kilkulatka. Maluchy chętniej podejmują współpracę, garną się do pomagania w kuchni, do sprzątania, chcą spędzać z nami czas i lubią czuć się potrzebne. Starsze dziecko, które nigdy nie było angażowane do wspólnych prac nie jest potem chętne ani do pomocy, ani samodzielnego podejmowania prób. Jeśli wiemy, że kilkulatek jest w stanie już pościelić swoje łóżko albo umyć szyję to korzystajmy z tego, bo te umiejętności zaprocentują w przyszłości.

Wyuczone poczucie obowiązku w przypadku mycia zębów sprawi, że nie trzeba będzie pilnować, by piętnastolatek pamiętał o higienie. Jeśli od pierwszej klasy będziemy pilnować, że (na przykład) godzinę po powrocie ze szkoły mały uczeń zasiada do książek to potem będzie to robił automatycznie (co niestety nie idzie w parze z chęcią). Zawsze lepiej jest uczyć od podstaw niż naprawiać to, co się zepsuło albo odpuściło.

Mam czworo dzieci, w różnym wieku. Dużo pracuję, by utrzymać rodzinę. Dochodzą obowiązki w domu, problemy dnia codziennego. Mąż ciągle w biegu, życie przecieka nam między palcami. Żeby choć chwilę odpocząć wieczorem myję całą czwórkę, bo wtedy szybciej znajdą się w łóżkach. Rankiem pomagam ubierać się wszystkim, żeby zdążyć do pracy. Obiad gotuję sama, bo wtedy szybciej zasiądziemy do stołu. Sprzątam, by było dokładniej. Wiem, że popełniam błąd, ale nie muszę się denerwować i mam święty spokój.” – to inna mama.

Święty spokój jest na wagę złota, zwłaszcza w wielodzietnej rodzinie. Zdaję sobie sprawę z tego jak dni uciekają, mam dokładnie tak samo. Nasuwa mi się jednak pytanie o święty spokój za 5, 10 lat… kiedy wciąż będzie trzeba przypominać całej czwórce, by umyły zęby, odrobiły zadanie domowe czy posprzątały w swoich pokojach. Obawiam się, że postępując w ten sposób oddalamy od siebie moment prawdziwego spokoju.

Z drugiej strony trzeba pamiętać, że każde dziecko jest inne. To, że jeden trzylatek sprawnie ubierze piżamkę nie oznacza, że każde dziecko w jego wieku będzie potrafiło. Obserwuję swoje czteroletnie bliźniaczki. Ich umiejętności są na różnych poziomach, a dzieli je przecież… minuta życia! Od początku są zachęcane do samodzielności w ten sam sposób, a jednak różnice bywają ogromne. I chęci są różne. Jedna garnie się do pomocy sama, drugą trzeba zainteresować czymś, by wykazała się inicjatywą.

Obserwuję swoją starszą, ośmioletnią córkę, która ogromnie interesuje się moim blogiem, facebookiem i instagramem. Bardzo chce uczestniczyć w tej pracy i przede wszystkim pokazywać się na moich kanałach. Czytam regulamin facebooka, gdzie konto mogą założyć dzieci, które ukończyły 13 lat. Czy to oznacza, że każde dziecko w tym wieku jest już świadome zagrożeń ze strony internetu i mediów społecznościowych? Dam sobie rękę odciąć, że większość nie zdaje sobie z tego sprawy. Bardzo dużo czasu spędzam na rozmowie z Martyną i uświadamianiu jej mocy internetu i mimo młodego wieku… wiem, że jest gotowa, by pokazać swoją twarz, choćby tu, na blogu. To, że jeszcze jej tu nie ma, to oznaka braku mojej gotowości. Ale i ten dzień nadejdzie.

Czy zatem trzymać się sztywno internetowej tabelki, która mówi, że trzylatek to MUSI umieć… a dziesięciolatek MUSI umieć tamto…? Nie. Zachęcać do samodzielności, nawet kosztem swojego czasu. Owoce będziemy zbierać szybciej niż myślimy. Ale nie spinajmy się, że znów pięciolatkowi utknęła ręka w koszulce, a siedmiolatek nosi buty na rzepy. Jeśli uczy się wiązać sznurówki, to w końcu się nauczy. Nie ma innej możliwości.