Kiedy po urodzeniu pierwszej córki dałam się zamknąć w złotej klatce macierzyństwa, nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę mogła poczuć się jak spełniona kobieta. Marzyłam o dziecku, a jednak szara rzeczywistość okazała się być dla mnie bardzo trudna. Przerosła mnie monotonia. Do tamtej pory w moim życiu zawsze dużo się działo… a tu nagle pranie, prasowanie, sprzątanie, karmienie, zmienianie pieluch. Nie sądziłam, że poczuję się nieszczęśliwa.
Musiało minąć sporo czasu, żebym zrozumiała, że bycie mamą nie wyklucza bycia spełnioną kobietą. I oto, od trzech lat mogę z ręką na sercu przyznać, że żyję w zgodzie ze sobą. Zaczęłam stawiać sobie w życiu nowe cele. Spełniać marzenia. Planować. To dało mi ogromnego kopa do działania, a świat nagle jakimś tajemniczym sposobem postanowił mi w tym pomóc.
Jednym z wielu moich celów było nauczyć się w końcu… robić sobie makijaż. Niby banalne, niby proste, a jednak nadmiar obowiązków sprawił, że mój codzienny makijaż ograniczał się do nałożenia tuszu na rzęsy, a wyjściowy lekko zahaczał o puder i cienie do powiek. Tymczasem otrzymałam zaproszenie od fińskiej marki LUMENE na weekendowy wyjazd do Sopotu. I zawahałam się. Wiedziałam, że spotkam tam dziewczyny, które na co dzień piszą o kosmetykach. Znają się na tym. Będą wyglądały perfekcyjnie. A pośród nich ja, czarna owca.
Przypomniałam sobie siebie sprzed lat. I przyjęłam zaproszenie. Zawsze przecież warto poznawać nowości. Po cichu liczyłam na to, że może będzie tam jakiś ekspert, który mi pomoże. Poza tym nie jechałam sama, a z serdeczną koleżanką, blogerką Magdą (wkrecona.pl). W razie czego mogłam udawać, że jestem jej cieniem 😉
Zameldowałyśmy się w Hotelu Molo w Sopocie. Weekend zaczął się lunchem. Nowe smaki, nowe potrawy, nowe twarze przy stole. I pierwsze koty za płoty. Marka Lumene zadbała o to, żebyśmy się nie nudziły. Przez cały pobyt miałyśmy zaplanowane warsztaty: o współpracy z markami selektywnymi, o sztuce efektywnego blogowania, o magii makijażu hybrydowego. Były zajęcia filmowe i fotograficzne. I nie były to jedynie wartszaty, które miały zabić czas. To były naprawdę dobrze zagospodarowane godziny, które najpewniej zaowocują w przyszłości.
Wracając jednak do warsztatów Lumene. Miałam ogromną przyjemność poznać ekspertkę tej marki, Anię Wiśniewską. Ogromna wiedza i zamiłowanie do kosmetyków. Przesympatyczna osoba, która w lekki i przyjemny sposób przekazała nam wszystkie informacje o marce.
I stało się to, czego bałam się najbardziej. Zmywamy makijaż. Choć samo zmycie nie stanowiło dla mnie problemu to wiedziałam, że oto będziemy robić makijaż. Hybrydowy.
Czym jest makijaż hybrydowy?
Zacznijmy od tego, że nie ma nic wspólnego z hybrydą na paznokciach. To połączenie makijażu z… pielęgnacją. Na chłopski rozum, albo jak kto woli: dla kogoś kto na makijażu się nie zna, to połączenie kosmetyków do makijażu z kosmetykami do pielęgnacji skóry, np. z kremem nawilżającym. Wszystkie kosmetyki z serii Ivisible Illumination poza korektorem występują w formie płynnej (nawet róż i brązer!).
Ważne! Żaden z tych kosmetyków nie zawiera parabenów, donorów formaldehydu, parafiny oraz nie jest testowany na zwierzętach.
Celem takiego makijażu jest wydobycie naturalnego piękna. Nie ma tu mowy więc o “tapecie” na twarzy. Krycie jest lekkie, delikatne i przyjemne, a twarz wygląda bardzo naturalnie i świeżo. Czyli tak jak lubię!
Okazało się, że nie trzeba znać żadnych makijażowych sztuczek, żeby perfekcyjnie się pomalować. Zrobiłam to… za pierwszym razem! Ogromną zaletą makijażu hybrydowego Lumene jest to, że wykonuje się go bardzo szybko. Genialne rozwiązanie dla zapracowanych czy zaganianych mam!
Moim bezkonkurencyjnym hitem jest:
– serum tonujące INSTANT GLOW BEAUTY SERUM – Nobel temu kto go wymyślił. Świetnie nawilża skórę, co przy mojej suchej cerze jest bardzo ważne, bo do tej pory nawet nałożenie podkładu powodowało, że skóra na twarzy “ściągała się”. Używając tego serum mam wrażenie jakbym przez cały dzień miała na sobie świeżo nałożony krem na twarz. Kosmetyk ten można dowolnie mieszać ze swoim ulubionym podkładem (tu też polecam Lumene, ale faktem jest, że może być dowolnej marki). Prawdę mówiąc, ja zrezygnowałam kompletnie z podkładu. Zwyczajnie smaruję twarz tym serum jak kremem i twarz wygląda idealnie. Dodaję potem tylko odrobinę sypkiego pudru i tadam! Gotowe.
– rozświetlacz z serum NORDIC LIGHT INSTANT ILLUMINIZER – blogerki obecne na warsztatach jednogłośnie potwierdziły, że boją się używania rozświetlacza, bo ten często powoduje, że skóra się świeci. Ania ochoczo namawiała nas do wypróbowania właśnie tego marki Lumene. No i jak namówiła, tak nie wyobrażam sobie teraz makijażu bez niego. Choćbym zarwała całą noc to po użyciu rozświetlacza Lumene wyglądam jakbym spała całą dobę bez przerwy.
Z serii Invisible Illumiantion, Lumene proponuje także:
INSTANT GLOW WATERCOLOR BRONZER (bronzer z serum)
INSTANT GLOW WATERCOLOR BLUSH (róż z serum)
NORDIC LIGHT LIP PERFECTOR BALM (serum do ust) (HICIOR!!!)
Od czasu tego weekendu w Sopocie maluję się codziennie. Nie do końca wierzyłam w to, że poznam kosmetyki, których używa się tak lekko, a jednocześnie dają tak piękny efekt. Dowodem na to niech będzie to, że kiedy odwiedziła mnie siostra (która zna się na makijażu i zawsze wygląda perfekcyjnie), od razu zmyła swój makijaż… i użyła moich kosmetyków Lumene 🙂