TEN TEKST MOŻE URATOWAĆ ŻYCIE TWOJEMU DZIECKU (I TOBIE)

 

Wydawać by się mogło, że bycie rodzicem w dzisiejszych czasach jest łatwiejsze niż kiedyś. Nasi rodzice nie mieli dostępu do tak wielu informacji na temat rozwoju dziecka, wychowywania, pielęgnacji czy edukacji. Wiele razy zwyczajnie kierowali się intuicją. Współcześni rodzice mogą “wyguglować” sobie co tylko chcą i otrzymają setki albo tysiące artykułów na interesujący ich temat.

Czy żyjemy w lepszych czasach pod tym względem? Niekoniecznie.

Trafiając na portale rodzicielskie, strony poświęcone pielęgnacji dzieci, a czasem nawet blogi możemy nabawić się niezłej depresji albo nerwicy. Jakbyśmy tego miały za mało na co dzień.

Przyglądam się takim stronom od dłuższego czasu. Jestem już zaprawioną w bojach matką, ale młode, świeżo upieczone rodzicielki mogą wpaść w bezsensowne koło strachu. Tytuły przyciągają już na samym facebook’u: “Ten owoc może zabić twoje dziecko!” – czytam. Okazuje się, że dziecko zakrztusiło się kulką winogrona. “Ta przekąska jest niebezpieczna! Sprawdź czy nie podajesz jej dziecku!” – popcorn, dwulatek zakrztusił się popcornem. “Spinner, zabawka drastycznie raniła dziecko. Teraz ojciec ostrzega innych rodziców!” – tatuś użył sprężarki, żeby gadżet szybciej się kręcił. “Po ugryzieniu przez kleszcza dziewczynka straciła czucie w nogach!”. “Szczepionka może zabić!”. “Nie szczepisz, narażasz swoje dziecko. Pięć najpoważniejszych chorób, które wracają do Polski!”. “Rodzice zamontowali kamerę w pokoju dziecka, to co zobaczyli przeraziło ich!”.

Czytanie artykułów na temat rodzicielstwa nie jest złe, dopóki co rusz nie trafia się na takie teksty. To oczywiste, że dziecko może się zakrztusić jedzeniem, choć podanie niektórych produktów dwulatkowi nie jest zbyt mądre. Chyba każdy normalny rodzic obserwuje malucha uczącego się przeżuwać. Zakrztusić można się wszystkim. Moje dziewczyny w trakcie wygłupów i szalonej zabawy potrafią zakrztusić się własną śliną. Czy mam zabronić im zabawy, czy odsysać ślinę co pięć minut? Spinner… cóż, każda zabawka nieodpowiednio użyta może stwarzać niebezpieczeństwo. Sprężarka dla podsycenia wrażeń? Bez komentarza. Kleszcze –  temat na czasie. Normalnym zachowaniem jest dla mnie to, że idąc z dzieckiem na łąkę, do lasu czy spacer do parku smaruję je odpowiednim kremem lub sprayem (swoją drogą, polecam preparaty firmy VACO, zwłaszcza dla dzieci, genialne). Szczepienia pomijam. Wpiszcie w wyszukiwarkę, jakaś masakra. I w końcu kamera w pokoju dziecięcym. Okazuje się, że niania znęcała się nad dzieckiem. Kobieta zatrudniona praktycznie “z ulicy”, “od ręki”. Czy to mogło skończyć się dobrze?

To tylko przykładowe tytuły. Kropla w oceanie informacji internetowych. Naprawdę nie mamy czym się martwić na co dzień? Jeśli wszystkie tego typu teksty zostaną nam w głowie może okazać się, że nie powinniśmy w ogóle dziecku pozwalać samodzielnie jeść, nie wypuszczać z domu, bo owady go wrąbią, zabawki tylko drewniane, najlepiej zrobione przez kochającego dziadzia, a każda potencjalna osoba stanowi zagrożenie dla maluchów. Można czerpać wiedzę z portali, ale umiejętnie.

Ostrzegają. Ciągle ostrzegają. Ja ostrzegam Was! Nie dajcie robić sobie wody z mózgu. Czasem wystarczy zwyczajnie użyć wyobraźni i zaufać swojej intuicji. Nie komplikujmy sobie życia, które przecież i tak nas nie rozpieszcza. Czytajmy uważnie, ale nauczmy się wiele rzeczy ignorować. Strach będzie towarzyszył nam zawsze, ale czy to oznacza, że mam trząś się ze strachu za każdym razem, gdy moja córka podniesie do ust winogrona?