KOLEGA CIĘ UDERZYŁ? NIE WYJ, NIC SIĘ NIE STAŁO!

 

Marzenka miała pięć lat. Była rezolutnym i wesołym przedszkolakiem. Priorytetem jej rodziców było wychowanie jej na pewną siebie kobietę. Postanowili, że zrobią wszystko, by ich córka nie była życiową niedorajdą, mazgajem, beksą ani ciepłą kluchą. Dziewczynce nie można było płakać, bo płaczą przecież tylko cieniasy. Nie można było jej narzekać, bo życie przecież nie jest usłane różami i powinna o tym wiedzieć od najmłodszych lat. Nie można było się nawet poskarżyć, bo bycie skarżypytą to wstyd. Swoje sprawy miała załatwiać samodzielnie. „Ktoś cię uderzył? Oddaj!”.

Julka to rówieśniczka Marzenki. Ze wszystkimi problemami zwracała się do mamy. Często płakała jej w rękaw. Gdy było jej źle żaliła się rodzicom. Skarżyła się na nieodpowiednie zachowanie dzieci w przedszkolu. Gdy ktoś ją uderzył zgłaszała to wychowawczyni. Nigdy nie oddała innemu dziecku. To rodzice pomagali jej rozwiązywać konflikty, wskazywali drogę, podpowiadali co powinna zrobić i jak się zachować.

Które dziecko lepiej poradzi sobie w życiu?

Kiedy Marzence mówiono, że kolega, który ją uderzył tylko się z nią droczył, że to tylko takie końskie zaloty, że ma nie przesadzać i być twardą, przyjęła w swojej głowie, że w jej świecie jest przyzwolenie na przemoc. Że nic się przecież złego nie dzieje, gdy raz na jakiś czas kolega przyleje jej łopatką w piaskownicy. „Chłopcy tak się zachowują jak kogoś lubią”. Więc im mocniej uderzy tym bardziej darzy sympatią? Tłumiła w sobie żal i smutek, bo przecież musi być twarda. Tego się od niej oczekuje. Nie skarżyła się nikomu nawet wtedy, gdy ktoś bardzo przekraczał granicę jej komfortu również, gdy dorosła. Czy wychowywanie twardą ręką nauczyło ją radzić sobie w dorosłym świecie? Czy potrafiła stanowczo zareagować na przemoc? Nic z tych rzeczy, nauczyła się przyjmować ciosy i milczeć. Dopóki mogła oddać koledze czy koleżance, którzy tak jak ona mieli po pięć lat, uznano, że świetnie sobie radzi. Bo przecież przemoc wśród dzieci to nie przemoc… Dwa razy większemu mężowi już się nie odważyła.

Julka przez pewien czas miała łatkę skarżypyty. Ale dzięki temu nikt nie miał odwagi jej uderzyć. Kiedy czuła smutek wypłakiwała się mamie – osobie, która pokazała jej jak radzić sobie z trudnymi emocjami. Nigdy nie dostała klapsa i nauczono ją, że nikt nie ma prawa podnieść na nią ręki. Nie istnieje „nic się nie stało”, nie ma „nie przesadzaj” ani „uderzył, bo cię lubi”. Wiedziała, że jeśli kogoś się lubi to się go nie krzywdzi. Każdy problem pomagali jej rozwiązać rodzice. Wskazywali odpowiednie zachowania, podpowiadali, które z wyjść jest lepsze. Powtarzali, że przemoc wśród dzieci nie jest przez nich bagatelizowana. Miała wsparcie i pomoc, jakiego potrzebuje każde dziecko, by móc prawidłowo funkcjonować potem w dorosłym świecie. Dzięki temu, że był ktoś kto pokazał jej jak należy reagować na dane sytuacje, kiedy dorosła doskonale wiedziała jak powinna radzić sobie sama.

Przemoc wśród dzieci.

Jako rodzice bierzemy na siebie ogromną odpowiedzialność za to, kim stanie się nasze dziecko w przyszłości. Tak, już teraz mamy wpływ na to, czy córka będzie godziła się na to, by partner okazywał jej „miłość” tłukąc ją wieczorami. Mamy wpływ na to, czy nasz syn twardy niczym skała podporządkuje sobie żonę, tak jak podporządkowywał sobie kiedyś kolegów w przedszkolu. Uczymy ich już teraz czym jest przemoc. Czy jest uderzenie dla żartów, czy bardziej dotkliwe. Pokazujemy, że skarżenie się to objaw bycia mazgajem czy radzenia sobie z sytuacjami, na które się nie godzimy.

Wybrane przez nas sposoby wychowywania dzieci nie są takie oczywiste, jakby się mogło wydawać. To Marzenka powinna być twardzielką, która w dorosłym życiu pewnie stąpa po ziemi. To Julka powinna być nieudacznicą, która bez rodziców sobie nie poradzi, a na każdy niedzielny obiad biegnie do mamusi. Dlaczego jest inaczej?