Macierzyństwo bywa męczące. Chociaż nie, nie bywa. Po prostu jest cholernie męczące. Często przebywamy z dzieckiem cały dzień, nie przesypiamy ciągiem całej nocy, gonimy się z czasem przy obowiązkach domowych. To wszystko nas wykańcza przede wszystkim fizycznie. Ale psychika też nie zostaje nienaruszona. A to co nas męczy to nie tylko wciąż tak samo wglądające dni i przewidywalność.
Wraz z macierzyństwem powinna urosnąć nam dodatkowa para rąk. Ale nie rośnie. Otrzymujemy za to dodatkowe oczy. Zamieniamy się w takie wielkie muchy, których oko składa się z czterech tysięcy małych oczek. Nie na darmo mówi się, że musimy je mieć dookoła głowy. Tak, to jest właśnie to co nas męczy najbardziej.
Mam dwie wiadomości. Dobrą i złą. Zacznę od tej złej.
NIEBEZPIECZEŃSTWA
Ponad sześćdziesiąt procent nieszczęśliwych wypadków, które zdarzają się dzieciom, przytrafia się właśnie w domu. W miejscu, które teoretycznie powinno być bezpieczne. Nie zawsze jest i… niestety nigdy nie będzie. Dzieci nie są w stanie przewidzieć, że niektóre zachowania mają swoje niebezpieczne dla życia następstwa. Od tego przez kilka dobrych lat jesteśmy my. Te nasze dodatkowe parę tysięcy oczek musi rejestrować:
Wszystkie kontakty elektryczne w domu – malucha aż korci, żeby wsadzić tam palec albo jakiś przedmiot. Jak to się może skończyć wiedzą tylko dorośli. Zakazany owoc smakuje najlepiej, więc „nie wolno” w uszach dziecka dźwięczy jak „spróbuj jak nie będzie patrzeć”. No więc patrzymy. Nawet jeśli zaopatrzymy się w odpowiednie ochraniacze na kontakty to i tak w końcu znajdziemy się w miejscu, w którym ich nie ma, dom dziadków, mieszkanie koleżanki itd.
Ostre kanty i krawędzie – za każdym razem jak moje dziecko bierze rozpęd to oczami wyobraźni widzę jak leci prosto na kant stołu. Można powiesić poduszki, można owinąć dziecko folią bąbelkową, można zakazać mu ruszania się. Ale to wszystko jest bez sensu. Nawet gumowe obicia bywają za małym zabezpieczeniem. Pozostaje nam uruchomić wzrok na tryb: level master i patrzeć.
Okna – niezabezpieczone zawsze będą ciekawostką dla maluszka. Trzeba pilnować, by były odpowiednio zamknięte lub miały blokadę przy ich otwarciu. Przeciskanie się przez barierki na balkonie też wydaje się ekscytującą zabawą, więc… patrzymy.
Gorące potrawy i napoje – kawa na stole, zupa pozostawiona na chwilę, gotujący się obiad na piecu. Wszystko jest niesamowicie interesujące. Wszystkiego przecież trzeba dotknąć, spróbować, zobaczyć z bliska. Czasem pociągnie się za obrus, innym razem podstawi krzesło i pomiesza w garnku. Wystarczy chwila naszej nieuwagi i tragedia gotowa.
Szafki, szafy, komody – Nie znam dziecka, które choć raz w życiu nie schowało się w szafie. Niestety bardzo łatwo jest ją na siebie przewrócić. Możesz przykręcić ją do ściany, ale u babci szafka już niekoniecznie będzie przytwierdzona.
Kuchenna szuflada – która kryje takie skarby jak noże. Wiesz, takie szable dla rycerzy. I ten mały rycerz może zrobić sobie albo komuś innemu krzywdę. Wystarczy kilka sekund.
Małe przedmioty – pozostawione w nieodpowiednim miejscu są prawdziwą ciekawostką dla dzieci. Znalezione na dywanie, pod stołem, w maminej szafce obok łóżka, gdziekolwiek. Szybko mogą znaleźć się w buzi. Nie zauważysz, możesz mieć tragedię.
Leki, detergenty, płyny do mycia – koniecznie niedostępne dla dzieci. Najlepiej niewidoczne dla oczu dziecka. Ale ile razy myjąc podłogę czy ścierając kurze tylko na chwilę zostawi się butelkę na stole? Nie ma takiej możliwości matko, zawsze musisz pamiętać, by schować i patrzeć czy przypadkiem maluch nie zanurkuje we wiadrze.
Paski, sznurki, firanki, reklamówki – wszystkie mogą być przyczyną nieszczęścia. Moja wyobraźnia podsuwa mi miliony obrazów. Oczy uruchomione.
Wanna, prysznic – Wsadzasz malucha do wody i już wiesz, że nie ruszysz się z miejsca a tysiące oczek działa na największych obrotach. Żeby się nie zachłysnęło, żeby się nie poślizgnęło, żeby nie zanurkowało. Psychika dostaje po całym dniu już po dupie.
Gorący piekarnik – coraz więcej producentów produkuje już szyby podwójne i potrójne, ale umówmy się, nie każdy taką posiada. Często szyba bardzo szybko się nagrzewa, a nieupilnowany maluch, który ma dostęp ze swojej wysokości do piekarnika na pewno zainteresuje się dlaczego tam się świeci światełko…
Drzwi – dorosła osoba potrafi zamknąć sobie dłoń, więc nikogo nie dziwi, że dziecko jest nieświadome, że jeśli wsadzi palec w futrynę a drzwi się zamkną to uuuu, może zaboleć. Tu też można zaopatrzyć się w odpowiednie zabezpieczenia, ale czy rzeczywiście uchronią przy szufladach albo zwykłych plastikowych pudłach?
Naprawdę nie jest przesadą, gdy mówi się, że mama musi mieć oczy dookoła głowy. To nas wykańcza. Strach o to, że dziecku może coś się stać jest czasem nie do ogarnięcia. Często wyrzucamy sobie, że to z naszej winy maluszek się skrzywdził.
I tu czas na dobrą wiadomość. Na większość wypadków, które zdarzają się w domu nie mamy wpływu. To znaczy, że nie całe zło jest naszą winą. Nie uchronimy dzieci przed siniakami, guzami i zadrapaniami. Czasem dzieci, które odczują na własnej skórze, że coś boli zdają sobie sprawę z tego, że ich zachowanie było nieodpowiednie. Nie zawsze, niestety, ale często.
Ponad miesiąc temu jedna z bliźniaczek potknęła się… o własne nogi. Poleciała prosto na stół. I to nie na róg, ale zwykły bok stołu. Milimetry dzieliły ją od tego, by dotkliwie skaleczyła się w oko. Rozcięła sobie nos, urósł jej gigantyczny guz i wyskoczył siniak na pół twarzy. Oboje, ja i mąż, byliśmy dosłownie metr od całego zdarzenia. Nie było możliwości wcześniejszego zareagowania. Takie rzeczy się zdarzają i to trzeba umieć przyjąć.
Tak więc, drogie muchy, uruchamiamy nasze cztery tysiące oczek i byle do wieczora!