MAMOOO, KUP MI TO!!!

 

Reklama w telewizji. Znowu wymyślili jakąś zabawkę. Kolejna lalka z Krainy Lodu. Nowa plastelina. Fruwające potwory. Bajery naszej ery. Zaczarowany wzrok dziecka przed tv, marzenia, życzenia i „mamoooo kup mi to!”. W dziecięcym pokoju można przebierać w zabawkach. Są i lalki, i klocki, i potwory. Ale nowości kuszą. Każdego dnia.

Każda z nas przeżyła lub choćby widziała scenę w sklepie, gdy dziecko błagalnym tonem prosi, żeby kupić mu wymarzoną zabawkę. Nie ma się czemu dziwić, skoro nawet na nas działają wyprzedaże, kuszą nowości a każdy procent rabatu wywołuje dreszczyk ekscytacji. Podoba nam się nowa sukienka koleżanki i polujemy na podobną. Dokładnie tak samo, gdy kolega z przedszkola przyniesie nową zabawkę a nasz maluch aż się trzęsie, by też taką mieć. Norma.

Jest jednak sposób na to, by dziecko nie wołało za każdym razem „kup mi!!!” i przy okazji poznało wartość pieniądza. Oto moje trzy perfekcyjne sposoby, dzięki którym już sześciolatka przestała prosić o nowe, zupełnie niepotrzebne rzeczy.

  • Zawsze przed wyjściem do sklepu jasno ustalamy zasady. Idziemy po konkretne produkty i nie kupujemy nic więcej. Na przykład wychodząc do sklepu spożywczego dziecko wie, że kupujemy warzywa i makaron, ale nie wydajemy pieniędzy na chrupki i czekoladki. Jasne, nie pokazuję córce całej listy zakupowej, ale ma świadomość, że tym razem (!) kupujemy tylko niezbędne produkty. Zdecydowanie łatwiej wytłumaczyć wtedy kilkulatkowi, że przecież umawialiśmy się inaczej, gdy jednak uaktywnią się w sklepie oczy kota ze Shreka. Wiem z autopsji, że to nie działa od razu, za pierwszym razem i cały szkopuł leży w tym, by nie ulec prośbom i błaganiom. Raz zmieniona decyzja to strzał w kolano. Możesz być pewna, że za każdym razem będzie prosić, aż pękniesz. Trzymasz się jasnych zasad i koniec kropka, jakby to powiedziało moje dziecko. Innym razem pozwalasz, by wybrało sobie coś. Wilk syty i owca cała.
  • Pozostając w kwestii zwierząt: dziecko to mała sroka. Serio. Zwraca uwagę na wszystko co się świeci. A jak do tego jeszcze razi kolorem i gra to już jest szczyt marzeń. Niestety kilkulatek nie jest świadomy tego, że to wszystko KOSZTUJE! Myślę, że coś takiego jak kieszonkowe nie zostało wymyślone dla hecy. To też działa. Każdej niedzieli starsza córka dostaje od nas kilka złotych. Nie chcemy, by przewróciło jej się w dupce, więc kwota nie jest wysoka. Jest za to skrupulatnie chowana do skarbonki. Pierwsze zakupy, na które zabrała swoje oszczędności były dla niej niezłym szokiem. Nagle okazało się, że ta sławna Barbie jest droższa niż „milion” monet w małej dziewczęcej torebce. „Mamo! Ona kosztuje aż tyle pieniędzy?”. Zabawne, ale dziecko było przekonane, że mając TYLE pieniędzy może wykupić połowę sklepu. Tymczasem wystarczyło na duże puzzle. I zbieranie zaczyna się od nowa. Naukę oszczędzania warto zacząć od najmłodszych lat. Dziecko uczy się nie tylko cierpliwości, ale również podejmowania decyzji. Często obserwuję Martynę, gdy bije się z myślami czy kupić sobie gazetę, czy może poczekać aż będzie miała większą kwotę i wydać ją na konkretną rzecz. Nie oznacza to jednak, że córka sama sobie kupuje zabawki. Lubię zaskakiwać ją potem tą gazetą, ale nigdy nie mówię, że jej ją sprezentuję.
  • Rozmowa o pieniądzach. Warto zabierać dziecko ze sobą do sklepu, żeby widziało ile pieniędzy wydaje się na jedzenie albo nowe buty. Oczywiście, nie płacimy wtedy kartą. Tłumaczymy, że np. „trzeba mieć trzy takie banknoty jakie ty masz w skarbonce, żeby kupić dla nas jedzenie”. A żeby te pieniądze mieć trzeba pracować.

Czego absolutnie nie robimy? Nie płacimy za dobre zachowanie, posłuszeństwo ani posprzątany pokój. Nie płacimy za żadną czynność, która jest domowym obowiązkiem.

 

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

 

Najczęściej rodzice wściekają się, że dziecko „wszystko chce”. Babcie łatwo rzucają opinią: „rozpuściliście te dzieci!”. A tymczasem maluchy są zupełnie nieświadome tego, że pieniądze nie spadają nam z nieba, nie wyciągamy ich z próżni ani nie rozdaje ich bankomat. Dla nich nieważne jest czy to gazeta dla dzieci, czy zabawka drogiej marki. One chcą! O ile łatwiej byłoby nam, gdybyśmy chcąc mieć super drogie auto zaczęli krzyczeć i tupać nogami, by ktoś nam je kupił. W naszych rękach leży to, by pokazać dzieciom, że między chcieć a móc jest czasem ogromna przepaść.