Cztery historie. Każda inna. Łączy je jedno. Najważniejsze. Chęć bycia dobrą mamą.
PAULINA
Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym byłam chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Dbałam o siebie w czasie ciąży. Zdrowo się odżywiałam, spacerowałam, unikałam stresu. Pracuję w dużej korporacji, często muszę być dyspozycyjna a praca nie jest łatwa. Od piątego miesiąca byłam już na zwolnieniu lekarskim. Wybraliśmy najlepszego ginekologa w mieście. Zapisaliśmy się z mężem do szkoły rodzenia. Ćwiczyłam oddech i dużo czytałam o samym porodzie. Wiedziałam jaką przewagę ma poród siłami natury nad cięciem cesarskim. Chciałam jak najlepiej dla synka, mimo że bardzo bałam się bólu. Tydzień przed terminem podczas badania mój lekarz zauważył, że puls dziecka jest za niski a Tomek owinięty był pępowiną. Skierował mnie do szpitala. Od razu zdecydowano o cięciu… Bałam się o życie swojego dziecka, ale przecież nastawiłam się już na poród naturalny. Chciałam poczuć to, co czuje się, gdy własnymi siłami wydaje się na świat potomstwo. Tymczasem wyjęli go z mojego brzucha. Po prostu. A ja nie czułam niczego wzniosłego. Pozszywali mnie a Tomka zabrali. Czy czułam się gorszą mamą? Zawsze, gdy rozmawiałam z koleżankami-mamami. Zawsze, gdy na forum odzywały się mamy, które miały szczęście urodzić naturalnie. I zawsze, gdy hejtowano mamy po cesarkach. W czym byłam gorsza? Nie miałam przecież wpływu na sposób rodzenia.
KAROLINA
Przez całą ciążę planowałam, że będę karmiła piersią. Moja mama w ten sposób karmiła troje dzieci. Każde do skończenia roku. Moja przyjaciółka karmiła. I sąsiadka. Znajome dziewczyny z forum ciążowego, które rodziły drugie dziecko. Miałam wrażenie, że to jest tak naturalne, że niemożliwe, by się nie udało. Pierwsze problemy jednak zaczęły się już w szpitalu. Rozbudzenie laktacji to było całodobowe siedzenie z laktatorem przy piersiach. Byłam wykończona długim porodem, a Zosia ciągle przysypiała przy karmieniu. Położne dokarmiały ją mlekiem modyfikowanym. Wciąż powtarzałam sobie, że jak tylko wrócimy do domu to sobie poradzę. Pierwszy miesiąc życia mojej córeczki kojarzy mi się tylko z moim płaczem. Przystawiałam ją kilkanaście razy w ciągu doby, a ona zasypiała i wciąż nie wypijała tyle ile powinna. Odciągałam ledwo 50ml, a jej potrzeby rosły. Z każdej strony atakowana byłam tematem naturalnego karmienia. Moja mama rozkładała ręce. Położne radziły, by karmić jak najczęściej. Nikomu obcemu na forum nie odważyłam się napisać, że zrezygnowałam po dwóch miesiącach. Miałam depresję. Leczyłam się. Czułam się gorszą mamą. Zwłaszcza wtedy, gdy trafiałam na grupy dla mam. Tam kobiety karmiące „sztucznie” zawsze były gorsze.
MAGDA
Po narodzinach córki chciałam zostać z nią w domu do momentu skończenia przez nią dwóch lat. A już co najmniej 1,5 roku. Taki był plan. Nie zarabiałam kokosów. Mój mąż też nie, ale policzyliśmy sobie, że z wypłaty męża jesteśmy w stanie się utrzymać. Bez szaleństw, ale jednak. Kiedy Emilka skończyła 5 miesięcy mój mąż zaczął chorować. Nie jakoś poważnie, ale ciągłe zwolnienia lekarskie powodowały, że nasz budżet zdecydowanie wyszczuplał. Brakowało na pieluchy… Nie miałam wyjścia i wróciłam do pracy. Małą zapisałam do żłobka. Nie potrafiłam cieszyć się z tego, że się dostała. Utrzymywałam wtedy kontakt z mamami z forum ciążowego. Wszystkie były jeszcze w tym czasie w domu ze swoimi maluszkami. To ja byłam tą wyrodną matką. Nie było sensu tłumaczyć, że zmusiła mnie do tego sytuacja finansowa. Nie chciałam się usprawiedliwiać przed obcymi kobietami. Co czułam? Wstyd. Przede wszystkim wstyd. Moją pięciomiesięczną Emilką zajmowały się obce baby w żłobku. Byłam gorszą mamą od tych ideałów na forum. Z resztą dały mi to odczuć.
JADWIGA
Mój pierwszy syn był szczepiony wszystkimi podstawowymi szczepionkami. Nie odczuliśmy NOP-ów. W tamtym czasie nikt nie wiedział nawet, że coś takiego jak NOP może istnieć. Drugi syn właśnie kończy drugi rok życia. Nie był szczepiony w ogóle. Tak zdecydowałam czytając wiele artykułów na ten temat. Dyskutując z innymi mamami, rozważając wszystkie „za” i „przeciw”. Można nie rozumieć mojej decyzji, ale chciałam, żeby uszanowano to, że ja również kieruję się dobrem swojego dziecka. Niestety, w większości mój syn traktowany jest jak zagrożenie. Bratowa nie chce się ze mną spotykać, żeby jej dzieci nie złapały czegoś od Kubusia. Zewsząd słyszę, że nieszczepione dzieci nie powinny mieć miejsca w przedszkolach. Jak się z tym czuję? Odrzucona przez grupę mam. Na marginesie. Bo postanowiłam inaczej niż one. Boli mnie to, bo jestem pewna, że nie wyrządzam krzywdy synowi…
Nie ma równych mam i równiejszych. Wszystkie chcemy dobra dla swoich pociech.
Paulina, Karolina, Magda i Jadwiga. Która z nich jest twoim zdaniem gorszą mamą? Ta, która rodziła przez cesarskie cięcie? Ta, która karmi mlekiem modyfikowanym? Ta pracująca czy ta, która zdecydowała nie szczepić syna? Jesteś w stanie powiedzieć jej prosto w twarz, że jest gorsza? Czy tylko w internecie jest to takie łatwe? Oceniać i oczerniać zza monitora, siedząc w domu w ciepłych kapciach popijając herbatkę.
Za każdą z tych kobiet stoi jakaś historia. Jakiś ból, smutek, rozczarowanie. Przychodząc na forum lub grupę dla mam już z góry traktowane są jak trędowate. Nie pytamy o powód, oceniamy.
Pouczajmy się nawzajem, jednocześnie wspierając się. Mówmy (piszmy) o prawidłowym rozszerzaniu diety maluszka, o minusach korzystania z chodzików, o wszystkim, co tylko może przydać się każdej mamie. Nie oceniajmy jednak nikogo przez pryzmat tego, że dokonał innych wyborów. A zwłaszcza wtedy, gdy nie miał na to wpływu.
Podajmy sobie ręce. Wszystkie jesteśmy mamami i wszystkie kochamy swoje dzieci, bez względu na rodzaj karmienia i sposób rodzenia. Tak! Jesteśmy sobie równe.