Tego dnia nie była w dobrym humorze. Sama w zasadzie nie wiedziała dlaczego się złości. Irytowało ją wszystko. Hałasujące dzieci nie pozwalały pozbierać myśli. Sterta prania na koszu, wokół kosza i na podłodze nie poprawiały nastroju. Ot, kolejny dzień świstaka.
Spojrzała mimowolnie w stronę lustra. To nie była już ta sama osoba, która niegdyś uśmiechała się do swojego odbicia. Nie pozostało już nic z radosnej, szczęśliwej, zakochanej kobiety. Nie ma już tego śladu błysku w oczach, gdy witała się z ukochanym. I tak naprawdę, nie pamiętała już dźwięku głośnego śmiechu, który jeszcze kilka lat temu był codziennością.
Dobrze pamiętała jeszcze te wieczory, gdy stała dokładnie przed tym samym lustrem przygotowując się do randki. Układała każde pasmo włosów oddzielnie. Starannie robiła makijaż, dobierała dodatki do sukienki. Potrafiła przebrać się kilkanaście razy, żeby w końcu być pewną, że to właśnie tę kieckę chce dziś założyć. Wszystkie stroje były odważne i seksowne. Głęboki dekolt, dopasowana góra… Malowała paznokcie, zakładała szpilki. Czuła się elegancko i kobieco. Wiedziała, że będzie mu się podobać. Celowo używała tych samych perfum. To były przecież jego ulubione zapachy.
Potem siedziała jak na szpilkach odliczając minuty i sekundy do spotkania. Motyle wirowały w brzuchu powodując gęsią skórkę. Każdego wieczora, gdy spotykała się z nim czuła się jak bogini. Doceniona, komplementowana, po prostu piękna. Teraz czeka, kiedy mąż wróci z pracy, żeby zajął się dziećmi. Jest przecież jeszcze tyle do zrobienia w domu.
Ten obraz „dawnej ja” pozostał wspomnieniem. Siedzi teraz w samym środku porozrzucanych ubrań i sortuje je do prania. Kogo widzi w tym lustrzanym prostokącie powieszonym na ścianie? Obcą kobietę. Zupełnie obcą. Rozwiany włos nie pasuje do zapamiętanej skrupulatnie ułożonej fryzury sprzed lat. Nawet nie pamięta czy się dzisiaj uczesała. Bo przecież trzeba było szybko śniadanie zrobić, zmywarkę opróżnić, rozdzielić kłócące się dzieci, wytrzeć rozlane kakao i przewinąć młodszego syna. Chyba trzymała dziś w ręce grzebień, ale czy czesała swoje włosy, czy dziecięce?
Pierwsze zmarszczki zawitały na jej twarzy. Kiedy słońce wpada przez łazienkowe okno widać je bardzo dokładnie. To takie rysy na zmęczonej twarzy, wokół oczu i na czole. Wspomnienie po przepłakanej nocy. Kiedyś dotykał rękami jej twarzy, mówiąc, że jest piękna. Dziś nic nie mówi.
Niedawno pozbyła się wszystkich kiecek z szafy. Tej ulubionej czerwonej też. Nie dopinała się już w żadnej. Ciąża zostawiła wiele niepotrzebnych, dodatkowych kilogramów. Długo łudziła się, że wróci do figury sprzed ciąży, niestety zaczynało brakować już miejsca na te wielkie, rozciągnięte dresy i sukienki poszły w odstawkę. Spakowała wszystkie do wielkiego pudła, jakby pakowała najpiękniejsze wspomnienia. Brakowało chyba tylko atłasowej wstążki do przewiązania. Taka kropka nad „i”.
Wrzucając kolejną wyblakłą bluzkę do pralki była już niemal pewna, że to dzisiejsze odbicie w lustrze to jej obraz na kolejne kilka lat. A może na zawsze?
To, że jesteśmy mamami, nie oznacza, że nasza kobiecość zniknęła wraz z porodem. Czy musimy pachnieć skisłym mlekiem na ramieniu? Czy odtąd jesteśmy skazane jedynie na szybkie przeczesanie włosów palcami co rano? Czy musimy zastępować swoje ulubione kiecki dresami?
Prawdziwa kobiecość zaczyna się w głowie. Możemy mieć dziesięć kilogramów więcej, nie mieścić się w swoje eleganckie ciuchy, marszczyć się każdego dnia coraz bardziej, ale nadal jesteśmy tymi kobietami w seksownej sukience, z uśmiechem za milion dolców. Jesteśmy.
Chowamy pod dresem swoje kompleksy. A może schowajmy tam fikuśną bieliznę? Zróbmy coś niewielkiego, coś co sprawi nam przyjemność i pozwoli czuć się kimś innym niż sprzątaczką we własnym domu. Czasem wystarczy lakier na paznokciach albo tusz na rzęsach. Może zmiana koloru… dresu, z szarego na różowy. Przecież nie musimy paradować po domu w szpilkach, by wyglądać ładnie. Zainicjujmy kolację we dwoje, kiedy dzieci już są w łóżkach. Nie czekajmy na ruch partnera, cholera, weźmy sprawy we własne ręce. Zamiast siedzieć na stercie prania i narzekać na pędzący i zmieniający wszystko czas, spróbujmy wrócić do tych emocji sprzed kilku lat. A nuż się uda…