NAJGŁUPSZE ZDANIE, KTÓRE WYPOWIADAJĄ NIEMAL WSZYSCY RODZICE

 

Odkąd jestem mamą staram się obracać w towarzystwie innych rodziców. Chyba podświadomie szukam rozmów z nimi, wymiany doświadczeń i informacji na tematy, które dotyczą rodzicielstwa. Gdziekolwiek się pojawiam, czy to w życiu prywatnym, na blogu, fanpage’u czy grupie facebookowej zauważyłam jeden niepokojący, moim zdaniem, trend. Bez względu na poruszany problem zewsząd słyszę „moi rodzice też tak kiedyś robili i żyjemy”.

Wybacz bezpośredni ton, ale na litość boską, serio? Czy rzeczywiście chodzi nam o… przeżycie? Wystarczy, że dziecko przeżyje? A może chcemy dokonywać najlepszych wyborów dla dziecka i siebie? Może powinniśmy szukać informacji i odpowiedzi na swoje pytania. Może pytać jest faktycznie rzeczą ludzką. Powyższe zdanie powtarzane przez współczesnych rodziców brzmi dla mnie jak głupi żart. Bo nie wystarczy mi, żeby moje dzieci jakoś przeżyły. Chcę, by żyły odpowiednio.

Idąc dalej i rozkładając na czynniki pierwsze owo tłumaczenie, myślę, że powinniśmy nadal mieszkać w jaskiniach. Przecież tak kiedyś mieszkano, więc jakim prawem to zmieniliśmy? Trzeba było nadal polować na mamuty i ogień rozpalać kamieniem. Przesada? Ok, to zatrzymajmy się na pokoleniu naszych rodziców.

Kiedyś nie każda rodzina miała samochód. Moi rodzice nie mieli. I uwaga, przeżyli. Czy powinnam teraz jeździć liniami MZK? W sumie, nie zabiłoby mnie to, ale po co, skoro stać mnie na kupno samochodu?

Kiedyś małym dzieciom nie podawano mleka modyfikowanego, gdy piersi zawodziły. Rozrzedzało się krowie mleko. Myśląc praktycznie, na pewno pozwoliłoby mi to na oszczędzenie wielu pieniędzy, ale czy faktycznie mleko prosto od krowy jest dobrym pomysłem dla kilkutygodniowego brzdąca? Nie odważyłam się, mimo że sama tak piłam. I żyję.

Kiedyś klapsy były na porządku dziennym. Nie można było przecież zabrać dziecku w ramach kary komórki, komputera czy tabletu. Nawet jeśli schowało się klocki to i tak było mnóstwo różnych pomysłów w głowie, a braku zabawki się nie zauważało. Dla niektórych rodziców nie istniała inna forma wychowywania. A teraz? Kiedy wiemy o wiele więcej o klapsach, kiedy mamy prawo, które zabrania stosowania kar cielesnych i kiedy z internetu aż wylewają się informacje o tym co robić, by uniknąć tego typu kary, co robimy? Zasłaniamy się własnymi rodzicami (tu muszę dodać, że ja nigdy nie dostałam). Przecież nie raz dostało się paskiem po dupie i co? Żyjemy.

Nie twierdzę, że wszystkie sposoby wychowywania dzieci kiedyś były złe. Sama korzystam z rad mamy, gdy nie wiem co robić. Ale mając dostęp do ogromnej ilości informacji w dzisiejszych czasach staram się je poznawać. Gdy moja mama miała kilkuletnie dzieci nie było tylu badań, do których można było się odnieść. Ba, nikt w domu nie miał internetu. Ani komórki. Wielu rodziców nie miało pojęcia o istnieniu skazy białkowej. Nie zwracano większej uwagi na rozwój dziecka, dopóki stanowczo nie odstawało od grupy rówieśniczej. Nikt nie miał pojęcia, że należy rozwijać u dziecka małą motorykę. Myślę, że większość naszych rodziców do dziś nie wie co to ta motoryka… Czy my też tak powinniśmy robić? A może by tak ruszyć głową, zamiast zwalać na prehistoryczny (dla nas) okres?

Żyjemy w dobrych czasach. Czasach, gdy można świadomie dokonywać wyborów. Wiemy sporo o karmieniu i pielęgnacji niemowląt. Mamy dostęp nie tylko do poradników eksperckich, ale przede wszystkim do samych specjalistów. Są strony, gdzie prowadzone są regularne rozmowy z lekarzami na chacie. Mamy psychologów i logopedów w szkołach. Każdy problem można rozwiązać pytając odpowiednie osoby. Wystarczy chcieć. Kiedyś moczono smoczek dziecięcy… w cukrze, żeby było cicho. Dziś wiemy jaką krzywdę może wyrządzić duża ilość cukru. I nie, nie chodzi o to, by nagle zabronić dziecku czekolady, ale żeby mieć świadomość tego, co podajemy i móc zdecydować. Zgodnie ze swoją wolą a nie dlatego, że 30 lat temu rodzice też podawali.

I przede wszystkim nie powinniśmy brać do siebie zdania: „moi rodzice też tak kiedyś robili i żyjemy”. Żyjmy dobrze. Nie zamykajmy się z powrotem w jaskiniach.