Nie brałam udziału w głośnej ostatnio polemice na temat tego, czy karmić piersią publicznie czy nie. W sprawach, w których można wypracować pewien kompromis nie zabieram głosu. Bo patrząc na to z boku, można dojść do słusznego założenia, że kompromis w tym przypadku byłby najlepszy. Wystarczy, żeby przeciwniczki pozwoliły na spokojne karmienie piersią pod warunkiem, że matki nie będą wylewać całej zawartości stanika na restauracyjny stół a delikatnie się przysłoniły. Wilk syty i owca cała.
W przypadku, gdy wpada mi w oko artykuł napisany przez, pożal się Boże, profesorka na temat klapsów i przemocy w rodzinie dostaję gęsiej skórki a ciśnienie skacze mi do niebezpiecznie wysokiej granicy. Ów pan, Zbigniew Stawrowski, filozof polityki, profesor w Instytucie Politologii UKSW oraz Instytucie Studiów Politycznych PAN oraz były asystent ks. Józefa Tischnera pisze w swoim artykule : „Sensem rodzicielstwa jest wspieranie dziecka na jego drodze dorastania ku odpowiedzialnej wolności. Symbolem takich właśnie rodzicielskich działań jest przysłowiowy klaps, który nie jest żadnym biciem, nie jest nawet czymś szkodliwym, lecz – przeciwnie – jest czynem o wysokiej wartości wychowawczej i dlatego zasługuje wręcz na pochwałę.”
Pochwałę, rozumiecie? Mamy chwalić, że rodzic dobrze wychowuje swoje dzieci wymierzając mu karę cielesną. Chciałabym, żeby ten tekst okazał się nieprawdziwy, a napisany jedynie po to, by zwrócić uwagę na problem bicia dzieci. Wydaje się jednak, że pan profesor rzeczywiście ma taki światopogląd…
Panie Profesorze! Ustalmy na wstępie, że nie interesuje mnie Pana wykształcenie. Zwracam się do Pana jako matka. Nie mam nawet wyższego wykształcenia. Ale zdaje się, że mądrością życiową nie dorasta mi Pan do pięt. Nie wiem czy ma Pan żonę i dzieci, to również jest bez znaczenia. Nie trzeba być przecież na księżycu, by móc o nim pisać, prawda?
Wedle Wikipedii przemoc fizyczna to: „wywieranie wpływu na proces myślowy, zachowanie lub stan fizyczny osoby pomimo braku jej przyzwolenia przy użyciu siły fizycznej.” Czyż nie tym jest właśnie klaps?
Posunął się Pan nawet dalej. Cytuję: „Przemoc bowiem – wbrew rozpowszechnionym opiniom – nie jest sama w sobie czymś zawsze bezwzględnie złym.”. Przemoc wobec dzieci zawsze (!!!) jest czymś złym. Klaps ma być z założenia karą, więc musi boleć. Jeśli więc boli, to gdzie tu troska o dobro dziecka? Jeśli jednak nie boli, to gdzie tu kara? Może lepiej połaskotać dziecko? Efekt taki sam.
„Od samego początku swej opieki rodzice mogą i wręcz muszą używać przemocy, by właściwie wykonywać swoje zadania. Czymże bowiem jest odciągnięcie dziecka od kontaktu, do którego wpycha swój palec?”. Profesorze, istnieje coś takiego jak TŁUMACZENIE dziecku czego nie wolno. Niech Pan sobie wyobrazi, że wynaleziono już nawet coś takiego jak zabezpieczenia na kontakty i uwaga! są ogólnodostępne i niedrogie. Piszę to celowo, bo powołuje się Pan na teksty sprzed X lat, więc być może uświadomienie Panu, że czasy się zmieniły jest konieczne!
„Kiedy trzyletnie dziecko, bawiące się w piaskownicy, zaczyna bić łopatką po głowie swojego rówieśnika, powinnością rodzica jest nie tylko odciągnięcie małego agresora, by nie ranił drugiego, ale również przekazanie mu, że robienie takich rzeczy jest bezwzględnie zakazane. Klaps – podkreślmy: jako środek wyjątkowy – używany w takich właśnie szczególnie drastycznych momentach, jawi się jako najlepsza forma reakcji rodzica na niedopuszczalny eksces swojego dziecka. Jest on dla dziecka prostym, jednoznacznym i następującym bezpośrednio po wykroczeniu sygnałem, że pewnych rzeczy w żadnym wypadku robić nie wolno”. Ależ oczywiście, dajemy wspaniały przekaz dziecku, że ono bić nie może, ale my tak. Że mały agresor jest zły, ale duży już w porządku. My mamy władzę, jesteśmy rodzicami. To może skoro dziecko bić nie może, to istnieje jakaś granica wiekowa, od której będzie mogło? 16? 18 lat? Czy wtedy może oddać ojcu za wszystkie upokorzenia jakim jest klaps? Bo przecież według Pana klaps to usprawiedliwiona przemoc.
Kto może bić? Tylko rodzice? Czy ciocia, siostra, stryj i babcia również? W dalszej części artykułu przypomina Pan, że dziecko nie jest własnością rodziców, to może każdy kto należy do rodziny może się wyżyć po ciężkim dniu na słabszym? Bo w ogromnej większości klaps to właśnie ulżenie sobie, wyrzuceniu z siebie negatywnych emocji. Kosztem dziecka. Dlaczego tylko rodzice? Niech dziadziuś też przyłoży, a co!
Jestem nieidealną matką, nieperfekcyjną. Nie zliczę ile razy moje dzieci doprowadziły mnie do szału. Nie zliczę ile razy zrobiły coś źle, ile razy z pewnością można by uznać je za nieposłuszne. I wiesz, Profesorze, nigdy nie użyłam wobec nich siły. Pieprznę ręką w stół, ale nigdy w dziecko! Nie wierzę w bezstresowe wychowanie. Uważam, że dziecko powinno mieć obowiązki w domu i powinno umieć ponieść konsekwencje swoich nagannych zachowań. Ale klaps nie wychowuje. On hoduje! Zastrasza. Powoduje, że dziecko jest posłuszne nie ze względu na szacunek do rodziców, ale przez strach. Czy jest coś gorszego niż dziecko bojące się mamy i taty? Zakazany owoc przestanie być zakazany, gdy wyprowadzi się z domu. Co wtedy? Czy nie lepiej wcześniej pokazać dziecku właściwą drogę i nauczyć jak być dobrym człowiekiem?
Czy wie Pan, że bite dzieci czują się niekochane? Uważa Pan, że klaps jest formą okazywania miłości? Tak! Zapewne maluchy widzą tę miłość we wściekłych oczach rodzica podnoszącego pięść. Ten ogrom miłości odbija im się na tyłku. Albo… na twarzy. Bo według Pana uderzenie w twarz również jest czymś normalnym. Nóż w kieszeni się otwiera.
Powiem coś Panu, czytając ten artykuł naprawdę ma się ochotę dać klapsa prosto w twarz. Panu! Ale że jestem przeciwnikiem stosowania przemocy wobec dzieci i wobec kogokolwiek, nawet jeśli ma taki poryty sposób myślenia to proponuję, żeby sam Pan wziął porządny rozbieg i walnął się łbem w ścianę. Może to co przestało u Pana funkcjonować znajdzie swoje miejsce w głowie.
Bez wyrazów szacunku.
Nieperfekcyjna Mama