WALENTYNKI PO NASZEMU

Mężu…

Dobra, wiem, że nie obchodzimy walentynek jakoś wybitnie. Nie kupuj mi kolejnego badyla w doniczce, który i tak zdechnie po dwóch tygodniach, bo mi się przypomni, że trzeba było go jednak podlać. Nie kupuj mi czekoladek, bo niedługo w drzwi będę wchodziła bokiem. Z resztą sama sobie kupiłam cały zapas. Starczy do niedzieli. Nową bieliznę już mam na oku, więc nie waż się kupować czegoś innego. Te wszystkie różowe prosiaczki, serduszka i baloniki zostaw zakochanym małolatom. Kiedyś przynosiły nam radochę, teraz czas na nich. Nie potrzeba nam kolejnego zbieracza kurzu.

W tym roku zrobię Ci wyjątkową niespodziankę. Na jeden dzień przestanę być zołzą. Ha, nie spodziewałeś się. Na tym polega niespodzianka! Nie będę czepiać się o rozrzucone skarpetki w łazience. Co więcej, nawet je przełożę na prawą stronę. Niech stracę. Na chwilę pozwolę Ci potrzymać pilota. Włącz sobie ten program, który tak mi działa na nerwy. Obiecuję nie odezwać się nawet słowem. Jakoś wytrzymam. Dobra, zrobię golonkę na obiad. I naleję do kufla tego magicznego, żółtego płynu. Możesz zostawić talerz na stole. Z uśmiechem zaniosę go do zlewu i jeszcze większą radością umyję. Nie będę czepiać się o głośną muzykę, kupiłam już stopery do uszu. Może nawet uda mi się nie denerwować.

Wiem, że nie masz pomysłu na prezent dla mnie. Nigdy pomysłowością nie grzeszyłeś, więc tym razem Ci pomogę. Przygotuj mi ciepłą i pachnącą kąpiel, zrób herbaty z miodem i cytryną. W tym samym czasie nakarm dzieci i połóż je do łóżek. Nie zapomnij im poczytać przed snem. A potem, hmm… dołącz do mnie.

Zdecydowanie takie walentynki powinniśmy robić sobie częściej, nie uważasz?