PMS – PRZYTULAJ, MILCZ, SŁUCHAJ

 

Narzekamy czasem na tych naszych facetów, że tacy okropni, niedomyślni i nieempatyczni. Ja tam wcale się mojemu nie dziwię, że taki jest. Czasem. Bo nie byłabym sobą, gdybym nie upierała się przy swojej racji.

Jesteśmy o wiele bardziej skomplikowane i trudne we współżyciu niż oni. Co nie znaczy, że gorsze. Zwyczajnie inne. Tak sobie myślę, że faceta łatwiej zrozumieć, mimo wszystko i przede wszystkim łatwiej przewidzieć jego reakcje. Im dłużej żyję na świecie, tym bardziej doceniam tę ich przewidywalność, bo wtedy łatwiej o kontratak.

Z nami jest ciężej. Jednego dnia czegoś chcemy, drugiego już niekoniecznie. Zwykłe zakupy, które dają nam tyle radości potrafią zmienić się w koszmar dosłownie w 24 godziny. Kupujesz sukienkę, taką ekstra, wystrzałową, ostatni krzyk mody. Wracasz do domu, przymierzasz raz i drugi, po czym stwierdzasz, że wyglądasz w niej jak prosiak w kostiumie karnawałowym. Fryzjer? Wcale nie lepiej. Specjalista obciął, specjalista uczesał, wystylizował. Myjesz w domu łeb, po czym zdajesz sobie sprawę z tego, że teraz zostało ci już tylko położenie się na trawniku podczas koszenia. Zawsze jest szansa, że zostaniesz niezauważona i twój problem zniknie.

Humorami to możemy obdzielić pół męskiego rodu. W 30 sekund z radosnej kobity zmieniamy się we wredną sucz. Bo żart się nie spodobał, albo źle dobrane słowa partnera wyprowadzają nas z równowagi. Trzaskamy drzwiami, po czym emocje opadają i znów wraca wszystko do normy. Tak, tylko ktoś nieempatyczny jest w stanie wytrzymać tę huśtawkę.

Wyobraźnię mamy rozwiniętą ponadprzeciętnie. Wystarczy spóźnienie, niedopowiedzenie, przypadkowo usłyszana rozmowa telefoniczna, jego żarty z kolegą i bum! Uruchamiamy tę machinę. W głowie układamy już swoje puzzle. Wszystko ci teraz pasuje. Niech no tylko wróci, awanturę ma na dzień dobry. I chłopina wraca, nie ma szans na obronę, ty już wiesz lepiej, przecież wszystko sobie ułożyłaś. Uwierzyłaś w te swoje myśli na tyle, by jego argumenty trafiły do ciebie z opóźnieniem. Dużym opóźnieniem.

Czasem nie mamy racji. Czasem nawet same się orientujemy, że tym razem się mylimy. Ale nie z nami te sztuczki, będziemy obstawiać przy swoim. No przecież nie damy mu satysfakcji. Ostatnie słowo musi należeć do nas. Facet to taki twór, który w końcu machnie ręką. O to ci chodziło, hura wygrana. Emocje opadają a ty zamiast otwierać szampana męczysz się wyrzutami sumienia. Czas podkulić ogon, przeprosić, złagodnieć. Tak, potrafimy przepraszać. Ale najpierw musimy to w sobie przetrawić.

Poniedziałki. Nasze ulubione. Od każdego pierwszego dnia tygodnia jesteśmy na diecie. Cały weekend o tym gadamy, przygotowujemy się, trujemy głowę facetowi. Następuje godzina zero, zdrowe śniadanko, zero podjadania i nagle wieczorem okazuje się, że miałyśmy tak kiepski dzień, że tabliczka czekolady, kilogram lodów i pizza to wciąż za mało, żeby się pocieszyć. Około wtorku dochodzi do nas w końcu okrutny fakt, że znów dałyśmy ciała. Pierwszą osobą wysłuchującą gorzkich żali jest partner.

Tu przychodzi etap marudzenia, zrzędzenia i biadolenia, na które jedynie facet jest odporny. I całe szczęście, bo gdyby tak posłuchać samej siebie z boku, to doszłybyśmy w końcu do wniosku, że albo jesteśmy niestabilne emocjonalnie, albo matka natura gdzieś popełniła błąd.

Na pytanie „co się stało?” odpowiadamy zwykle „nic”. No bo on ma się domyśleć. Nie będziesz mówić wprost, bo po co. To by było za łatwe, zbyt proste. Cóż, on się nie domyśla, nic nowego. I zamiast kupić ci te kwiatki, bombonierkę i zaprosić do kina, zwyczajnie czeka aż ci przejdzie. Jak może? Pewnie cię już nie kocha. Gołym okiem widać, że masz zły humor, dlaczego nie reaguje?

Potem rzuca „gdybym wiedział x lat temu, że taka jesteś, to bym się nie żenił”. Żartobliwie, bo chwilę później cię przytula. A ty myślisz sobie, że i tak niczego by nie zmienił. Nawet gdyby żenił się z inną, bo wszystkie jesteśmy do siebie podobne i mamy więcej wspólnego niż nam się wydaje.