ŻYCIOWA SINUSOIDA

Myślisz, że w końcu możesz cieszyć się spokojem, bo wszystko zaczęło się układać po twojej myśli. Zdrowie jest, kasa jest, rachunki na czas opłacone, pogoda dopisuje, rodzina szczęśliwa, plany posuwają się do przodu. Krok za kokiem realizujesz cel, a za każdym życiowym małym zakrętem czyha tak zwany los, żeby wbić ci szpilę w zadek. Na otrzeźwienie, żeby za łatwo nie było. Dupa. I tyle.

Zrezygnowałaś w końcu z karmienia piersią i na przekór światu odetchnęłaś. Podjęłaś świadomą decyzję, uspokoiłaś się, zły nastrój minął. I nagle wpadasz na fejsie na artykuł jak to pokarm matki jest niezbędny do prawidłowego rozwoju. Jak to mleko modyfikowane zmienia florę jelitową dziecka. Nieodwracalnie! I zaczynasz mieć wątpliwości, choć sama wiesz, że czasu nie cofniesz. To już się stało. Strzał w kolano.

W końcu możesz wyspać się we własnym łóżku. Nauczyłaś małego brzdąca, żeby nie przychodził w środku nocy, tylko po przebudzeniu położył się na drugi boczek i spróbował zasnąć. Ach, jak przyjemnie. Nikt nie wkłada ci stopy między żebra, nie zrzuca z łóżka tyłkiem i nie zabiera kołdry. Tyle czasu na to czekałaś i w końcu się udało. I pewnego dnia spotykasz się z koleżanką na kawę, która robi wielkie oczy, bo przecież teraz modne jest spanie z dzieckiem. Teraz wszędzie piszą o rodzicielstwie bliskości. Teraz już nie atakuje się mam śpiących z maluchami, teraz gdzieś tam udowodniono, że jeśli dziecko tego potrzebuje, to się mu tej bliskości nie odbiera. Nóż w plecy. Leżysz wieczorem w pustym łożu, mąż już chrapie a ty prawie płaczesz, że syn taki samotny leży z dala od bijącego serca mamusi. Aj ty niedobra, znowu źle…

Po kilku dniach nieporozumień z mężem nadeszła upragniona chwila spokoju. Znów potraficie się dogadać. Jest tak jak było jeszcze tydzień temu. Srutu tutu, słodko pierdząco, aż momentami mdli. I spotykasz na ulicy swojego byłego/niedoszłego. Wygląda genialnie, szarmancki, miły. Na ułamek sekundy w twojej głowie rodzi się pytanie „a co by było gdybym wtedy wybrała jego?”. To nie znaczy, że żałujesz swojego wyboru, ani że chciałabyś go dzisiaj zmienić. Ale jedna mała myśl i lekki chaos we łbie.

Za wami wspaniały weekend. Rodzinny, radosny, słoneczny. I nagle dowiadujesz się, że mąż koleżanki zginął w wypadku samochodowym. Z winy innego kierowcy. Wstrzymujesz oddech na chwilę. To równie dobrze mógł być twój mąż. Twój brat, przyjaciel, ojciec. Takie rzeczy się zdarzają. Skoro innym to nam też przecież mogą. Weekend kończysz już nie tak radosna…

Założyłaś genialną kieckę na imprezę. Czujesz się jak bogini seksu. Perfekcyjny makijaż, manicure, pedicure. Cholera, tak długo nie byliście nigdzie razem. Przeglądasz się w lustrze. Jest nieźle, całkiem nieźle. Pamiętasz jeszcze te tygodnie po porodzie, gdzie wisiał ci flak zamiast brzucha i byłaś niemal pewna, ze tak już zostanie. Zakładasz czerwone szpile, prężysz się przed mężem, a on lekko szczypie cię w boczek i żartobliwie wypala : „A tobie się ostatnio nie przytyło, przypadkiem?”. Nosz, ten to potrafi komplementować, nie ma co! W jednej chwili czujesz się jak prosiak wepchnięty w za mały worek.

Tak. Życie. Jest wspaniałe. Upragniony spokój.