Pamiętasz jeszcze tę kobietę, którą byłaś rodząc pierwsze dziecko? Choć może powinnam użyć wyrażenia „tę dziewuszkę, którą byłaś”. Kompletnie zielona w temacie macierzyństwa. Oczytana, a jakże. A wszystkie porady z tych mądrych książek dziś mogłabyś wsadzić autorowi w zadek. Pamiętasz to poczucie winy, gdy próbowałaś robić coś po swojemu a mama/teściowa/babcia wsadzały te swoje łapy i na każdym kroku udowadniały ci, że to nie tak, nieprawidłowo, nie znasz się, nie masz doświadczenia. Zapominając, że x lat temu same tego doświadczenia nie posiadały. Miałaś ochotę rzucić w nie poduszką, w najdelikatniejszej wersji. W wersji hard, dusiłaś je tą poduszką w myślach.
Drugie macierzyństwo jest łatwiejsze. Lżejsze. Bardziej dojrzałe i świadome. I mówię to z pełną świadomością swoich słów. Drugie macierzyństwo rodzi się przez duże M. Ma też swoje minusy w postaci wyrzutów sumienia, które nagle otrzymujemy w prezencie z maluszkiem, ale zdecydowanie więcej znajduję w nim pozytywnych stron.
Przede wszystkim zmienia się podejście do bycia mamą. Całe szczęście! Bo pamiętasz jeszcze siebie, wystraszoną, przerażoną, z milionem wątpliwości. Pamiętasz to całe otoczenie, które próbowało ci wmówić świadomie lub nie, że nie nadajesz się na matkę. Pamiętasz w końcu swoje łzy, które miały być łzami szczęścia a okazywały się wyrazem bezsilności.
Teraz? Teraz jest luzik. Cycki nie nadążają z produkcją mleka? Nie będziesz się już tak katować jak za pierwszym razem. Dajesz ile masz, potem dokarmiasz. Świat się nie wali, słońce nadal świeci, pies sąsiada szczeka jak zwykle, kolejny kwiatek uschnął w doniczce. Nic złego się nie dzieje.
Maluszek ma 8 miesięcy i ani jednego zęba? Przy pierwszym maluchu szukałaś codziennie, czy może już, a może za chwilę, a czemu jeszcze nie. Teraz wiesz, że masz czas. Córka Tereski spod piątki nie miała do roku ani jednego a teraz gryzie najtwardsze jabłka od Henia z warzywniaka. Co za różnica, teraz czy za trzy miesiące? W rezultacie znajdujesz przypadkiem dwa naraz.
Zaraz skończy pierwszy rok życia i jeszcze nie chodzi. Ufff całe szczęście, lepiej je dogonić, gdy śmiga na czterech niż na dwóch. Babcia mówi, że to niedobrze, za długo, że już powinien, że jej dzieci to już biegały dawno. Babcia niech sobie lepiej usiądzie i odpocznie a nie doszukuje się problemów w zdrowo rozwijającym się dziecku.
Wózek. Ambitnie zrezygnowałaś z niego, gdy pierwsze dziecko skończyło dwa lata, bo jednak zdrowiej, gdy pójdziecie razem na spacer, maluch się wybiega, zmęczy, lepiej pośpi. Przy drugim ładujesz go do wózka z uczuciem ulgi, że nie będziesz musiała za nim biegać i wyjmować tony kamyków z buzi, wyrywać gałęzi z włosów i znajdować liści w pieluszce.
A właśnie. Pieluchy. Temat rzeka. Pierwsze siedziało na nocniku… jak tylko nauczyło się siedzieć. Fakt, nic to nie dało, ale ambitna mamuśka podeszła do tematu poważnie. Nie chciało jej się babrać w kupie. Teraz zakładasz pieluchę i wiesz, że maluch musi „dorosnąć” do tego. Cierpliwie czekasz na ten moment. Bez ciśnienia.
Drugie macierzyństwo jest fajniejsze. Nawet wtedy, gdy tak jak w moim przypadku, zamiast jednego dziecka wyjmują ci z brzucha dwoje. Nawet jeśli padasz prawie trupem co wieczór a rano zmartwychwstajesz. Jest fajniejsze, bo jesteś świadoma tego co potrafisz, wiesz czego chcesz, nauczyłaś się puszczać mimo uszu rady cioć i babć, masz w końcu to doświadczenie, o którym truły ci znajome matki. Podchodzisz to wszystkiego z większym luzem, nie załamujesz się, gdy coś ci nie wychodzi, tylko spinasz poślady i działasz. Bo tam w pokoju obok czeka starszak, do którego zaraz pójdziesz. I wiesz, że teraz jesteś całym światem już nie dla jednego małego człowieka, a dwójki (lub trójki) i nie możesz walnąć się w poduszkę rycząc do białego rana. Nie możesz i nie chcesz. Nie na tym przecież powinno polegać macierzyństwo. Drugi raz tego błędu nie popełnisz.