„Karmienie piersią jest wspaniałe!” „Twój pokarm to najlepsze co możesz dać swojemu dziecku!” „Nie dokarmiaj, mleko z piersi jest dostatecznie dobre i sycące dla Twojego malucha!”
Znacie to? Ja aż za dobrze. Wszędzie, dosłownie wszędzie widziałam te teksty. W książkach, internecie, poczekalni u pediatry. Szału dostawałam. Bo karmiłam starszą córkę a ona przysypiała przy piersi. Bo przystawiałam ją co 15 minut przez calutki dzień a ona się nie najadała. Co ze mnie za matka??? W końcu jej potrzeby rosły a z pokarmem było coraz gorzej. Baby blues trwał i trwał a ja czułam, że wariuję. „Nie podawaj mieszanki, bo ona zmienia florę jelitową”. I nie podawałam. I ryczałam razem z dzieckiem. Dzień, tydzień, drugi, trzeci, piąty. Sięgnęłam po butelkę. Dziecko piło jak szalone a moje łzy kapały na śpiochy. Jestem zła, jestem kiepska, nie potrafię wykarmić swojego dziecka… Przecież wszędzie tak piszą! W dniu, gdy Martyna skończyła 3 miesiące zakończyliśmy karmienie piersią. A ja odżyłam. Dosłownie! Dziś z perspektywy czasu, wiem że zrobiłam wszystko co w mojej mocy. Może zbyt słaba byłam psychicznie by dalej walczyć. Może… Czy to ważne? Moja córka jest zdrową 5,5-latką i tylko to się liczy.
Po 4 latach rodzą się bliźniaczki. Nie mam już fobii bycia perfekcyjną matką z okładek książek. Maluchy przyszły na świat przez cesarskie cięcie (Martyna sn). Przez pierwsze dwie doby zero mleka. I znów stres, bo na oddziale wcześniaków mówią „odciągać, podawać”. Cholerka, co odciągać jak tam pustki? I w końcu jest. Podają im mój pokarm, więc znów jestem spokojniejsza. Ale małe rosną, a z nimi potrzeby. I są dwie! Nie jedna, dwie! Jak podzielić, żeby było sprawiedliwie? Odciąganie co 2 godziny przez całą dobę! Bo wcześniaki muszą dostać pokarm co 3 godziny. Czasu na sen zero. Czasu dla starszej córki zero. Zaczynają się schody, kolejny płacz. I nagle mówię STOP! Jestem wspaniałą mamą, najlepszą jaką potrafię być. A sposób karmienia moich dzieci nie jest wyznacznikiem tego czy jestem gorsza czy lepsza od innych matek. Mądrzeję. I jestem szczęśliwa. Szczęśliwa z butelką w ręce. I nie zazdroszczę już innym mamom. Nie tym razem…