Nasze pokolenie ma ogromny problem z tym… by nie przejmować się opinią innych osób. Nawet jeśli otwarcie przyznajemy, że mamy gdzieś co myśli o nas sąsiadka, to nagle przy obiedzie u teściowej okazuje się, że boimy się wyrazić swoje zdanie. Bo jest inne niż większości domowników. Więc wolimy przemilczeć sprawę.
Chcemy być wolnymi, niezależnymi ptakami, ale nie kupujemy gotowego dania w sklepie, tylko stoimy przy garach, bo mąż będzie oczekiwał ciepłego, domowego posiłku po pracy. Tak został wychowany, tak robiłaś od zawsze, więc czy ci się to podoba czy nie, gotujesz.
Wiele z nas wyszło za mąż, bo tak oczekiwali rodzice. Po tylu latach związku, wypadało już go zalegalizować i zaprosić gości na uroczystość. Co by powiedziała babcia, gdybyś nie wzięła ślubu kościelnego? Choć od tej pory, a minęło już parę lat, nawet w kościele nie byłaś.
Bez instynktu macierzyńskiego i nawet głębszego zastanowienia się, czasem zachodzimy w ciążę, bo to przecież naturalny, kolejny krok. A potem decydujemy się na drugie dziecko, bo przecież wszyscy wkoło przekonują, że jedno to zbyt rozpieszczone, samotne, skrzywdzone. I zanim się obejrzymy właśnie odchodzą nam wody na porodówce.
Decydujemy się na kupno samochodu, na które tak naprawdę nas nie stać. Bo przecież kredyt można wziąć, a wzrok znajomych i ich zazdrość wynagrodzi ból z każdą kolejną ratą. Niech patrzą, niech widzą, że się powodzi.
Dlaczego?
Skąd w nas, ludziach, chęć do bycia zauważonym, docenionym i wyróżnionym? Skąd lęk przed tym, że ktoś może nas źle ocenić albo że swoim podejściem do życia możemy komuś zrobić przykrość? Dlaczego obawiamy się, że zawiedziemy bliskich jeśli zrobimy coś nie po ich myśli?
Nie jestem psychologiem, ale zauważcie jedną rzecz.
Nasze dzieci wcale nie będą miały lżej. Bo jesteśmy niezadowoleni z “trójki” ze sprawdzianu (piszę, my rodzice, choć oczywiście wiem, że nie wszyscy). Bo pytamy o oceny koleżanki z ławki i mimowolnie pokazujemy, że je porównujemy. Bo mówimy wprost, że nie jesteśmy zadowoleni z wyniku. Bo zapisujemy dziecko na kolejne dodatkowe zajęcia “bo ci się to przyda w przyszłości”, nie pytając je nawet o zdanie.
I taki młody człowiek zaczyna uczyć się, żeby rodzice byli zadowoleni. Żeby przynieść lepszą ocenę niż koledzy. Chce, żeby rodzice byli dumni, choć nigdy nawet tego od nich nie usłyszeli. Słyszą za to, że mogło być lepiej, mogłeś się bardziej postarać, robisz za mało, zbyt niedbale, niewystarczająco! I idzie na kolejne zajęcia z grania na skrzypcach, choć nienawidzi tego instrumentu, nauczyciela i samego dźwięku skrzypiec. Ale rodzice zawsze zajmują pierwsze miejsca w czasie przedstawienia, nie może ich zawieźć. Po cichu marzy o karate albo koszykówce, ale wie, że tata nigdy się na to nie zgodzi.
I rośnie, dojrzewa, a poczucie spełniania czyiś oczekiwań razem z nim. Młode kobiety rezygnują z pracy na rzecz macierzyństwa, choć tak bardzo pragną spełniać się zawodowo, bo właśnie tego oczekuje partner. Mężowie przestają robić “babskie” rzeczy w domu, bo kolega go wyśmiał, że stoi przy garach i robi za niańkę dla dzieci.
A może należałoby zapytać dziecko, które dostało tróję o to, czy samo jest zadowolone z wyniku. Może się okazać, że owszem. Bo to był trudny materiał, ciężki test, przedmiot z którego nie jest najlepszy, bo woli zdecydowanie przyrodę albo angielski. I ta trója jest dla niego ok.
Może zacznijmy od pytań do dziecka. Jak ty się z tym czujesz? Co myślisz? Jakie wyciągnąłeś wnioski?
Doping w stylu: stać cię na więcej, jest krzywdzący. Bo dziecko nigdy nie poczuje się wystarczająco dobre, będzie miało kompleksy i zawsze będzie porównywało się z innymi. Żeby zaimponować innym zacznie robić rzeczy, które wcale dla niego nie są jakieś ważne (np. ten wspomniany samochód na raty). Nie znajdzie w sobie odwagi, by powiedzieć teściowej NIE, nie zawalczy o siebie, tylko wciąż będzie robić coś dla dobra ogółu.
Taki człowiek nie jest szczęśliwy, choć może sam do końca nie zdawać sobie z tego sprawy. Żyje dla świętego spokoju. Czy tego chcemy dla własnych dzieci?