Trafiłam do szpitala w 9 tygodniu ciąży z krwawieniem i nie chcieli mi za bardzo pomagać, bo nie wiadomo czy z TEGO coś będzie. To tylko ZARODEK, NIE DZIECKO.
Udało się i nie poroniłam. W 13 tygodniu ciąży na badaniach prenatalnych padła diagnoza zespołu Downa i innych różnych powikłań. Dziecko niepełnosprawne na 95 %. Wszystko zależy co będę chciała z TYM zrobić.
Wtedy dowiedziałam się, że takie dzieci można usunąć legalnie. Beczałam tak, że cały korytarz na mnie patrzył, ale od razu powiedziałam, że urodzę to dziecko. Lekarz prowadzący zaproponował mi opiekę psychologa, bo jego zdaniem zbyt pochopnie podjęłam decyzję i powinnam skupić się na pierwszym dziecku, a zdrowe to sobie mogę jeszcze urodzić…
Chodziłam do niego prywatnie i dawałam w łapę, żeby prowadził ciążę dobrze, a nie olał niepełnosprawnego dziecka. W 38 tygodniu dziecko miało mieć ponad 3500. Kazał się zgłosić do szpitala i dzięki Bogu, że zaczęłam rodzić w szpitalu, a nie w domu, bo dzidziuś ważył prawie 5 kg i mógł się udusić przy porodzie.
Bartuś dostał 10 punktów i jest ZDROWIUTKI. Tydzień trzymali nas w szpitalu i doszukiwali się dlaczego takie błędy były popełnione i nic dalej nie wiedzą. Zdrowy chłopak.
Daliśmy radę. Teraz jest grzeczny, nie budzi się w nocy. Właśnie skończył 7 miesięcy i jest moim małym cudeńkiem. Jestem bardzo wierząca, ale nie modliłam się w ciąży. Nie umiałam. Nie pamiętałam żadnej modlitwy. W kółko powtarzałam tylko pierwsze linijki i nie umiałam reszty… Urodziłam zdrowego chłopca i wszystko wróciło samo.
Jedyne o czym myślałam w ciąży to to, co będzie jak ja kiedyś umrę? Kto się nim zajmie? Umówiłam się z rodzicami, że oni zajmą się starszym dzieckiem, bo ja z maluchem będę musiała jeździć na rehabilitacje, a mąż bywa w domu tylko w weekendy i nie będzie mógł pracy rzucić. Wszystko sobie zaplanowałam.
Pod koniec ciąży lekarz powiedział, że możliwe, że jednak dziecko będzie zdrowe, bo ładnie wygląda na usg. Proponowano mi masę dodatkowych badań, ale ich nie wykonałam, bo były bardzo drogie, a nic nie wniosłyby nowego, bo ja i tak chciałam urodzić. Powiedziałam, że wolę wydać tą kasę na rehabilitację po porodzie.
Jak zaczęłam rodzić to słyszałam jak się wściekają i mówią o mnie na korytarzu: ” kurwa, tydzień temu ją badałem i było dobrze”. Pokazali mi tylko buzię dziecka i zabrali na badania, ale powiedzieli że jest dobrze z nim. Zobaczyłam syna dopiero rano jak przyszła druga zmiana…
Nikt mnie za to wszystko nie przeprosił. Nikt.
#WASZEWYZNANIA to skryte maile, które publikuję za Waszą zgodą.
Jeśli chcecie podzielić się swoją historią piszcie na : kontakt@nieperfekcyjnamama.pl. Najciekawsze pojawiają się na blogu.