Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu.
Znacie książki, które zmieniają podejście do życia, a w rezultacie zmieniają potem całe Wasze życie? Prawda jest taka, że większość przeczytanych książek, które nas poruszają idą w zapomnienie. Po jakimś czasie pamiętamy już tylko, że coś zrobiło na nas wrażenie. Zapamiętujemy jakiś cytat… i tyle. Dlatego zawsze śmiałam się, gdy koś mówił, że któraś z lektur faktycznie może aż tak wpłynąć na odbiorcę, by ten zdecydował się zmienić swój świat.
Przedstawię Wam dwie osoby. Dwie Anie.
Pierwsza Ania.
Ma 35 lat i troje dzieci. Pracuje w domu, więc wszyscy wkoło myślą, że jest super ogarnięta, że ma czas na swoje obowiązki i obowiązki domowe. Bo skoro nie musi wychodzić z domu to może w czasie pracy zarówno wyprać, posprzątać, ugotować. No, żyć – nie umierać. W rzeczywistości Ania nie jest nawet w najmniejszym stopniu ogarnięta. Kiedy powinna usiąść do komputera, odrywa ją myśl o tym, że trzeba posprzątać w kuchni. Kiedy kończy porządki, zaczyna prasować ubrania. Pracę wykonuje na raty. Dosłownie. Przez co cały proces rozciąga się na cały dzień. Bywa, że zwyczajnie jej się nie chce. Scrolluje wtedy fejsbuczka, bo przecież do wieczora tyle czasu, zdąży. O 15:00 wszystkie dzieci są już w domu. Wygania je więc do swoich pokojów, bo musi skończyć pracę, a hałas przeszkadza. Tym sposobem jest zła na siebie, bo zamiast spędzić ten czas z dziećmi, które pół dnia przesiedziały w placówkach, ona nadrabia zaległości z rana. I tak codziennie. CODZIENNIE! Okazuje się, że nie ma czasu ani na pracę, ani na dom, ani dla dzieci. Niby robi wszystko, a nic nie jest zrobione.
Druga Ania.
Również ma 35 lat i troje dzieci. Wstaje wcześnie rano. WYSPANA! Pije kawę, sprawdza swoje plany na dziś. Potem spokojnie budzi dzieci i wyprawia je do placówek. Kiedy wychodzą, zjada śniadanie, ogarnia kuchnię i zasiada do komputera. Wstaje od niego tylko po to, by się rozruszać… odkurzając lub wieszając pranie, które zdążyła nastawić nim dzieci wstały. Absolutne minimum. Obiady robi nieskomplikowane, ale zdrowe. Wystarczy. O 15:00 ma wykonaną całą pracę, którą sobie zaplanowała. Wracają dzieci. Ma czas, żeby się z nimi pobawić, porozmawiać, poczytać im, spędzić razem popołudnie. Porządki? W soboty nie pracuje przed komputerem. Wtedy CAŁĄ rodziną sprzątają dom. Każde dziecko ma swoje obowiązki (pięciolatki też!). I jest czas na prasowanie, które lubi. Mąż robi zakupy na cały tydzień. Niedziela to już tylko odpoczynek i regeneracja przed kolejnym tygodniem.
Którą Anią jestem? Zgadniecie?
Powiem Wam. Jestem tymi obiema Aniami. Z tym, że tą pierwszą byłam jakiś czas temu. Tą drugą jestem teraz. Czy stał się cud? Ha! Można tak powiedzieć.
Trafiłam na książkę, która rzeczywiście zmieniła moje życie. Jakkolwiek banalnie by to nie zabrzmiało. Nawet jej nie kupiłam. Dostałam w prezencie. Pierwszych kilka zdań zachęciło mnie do tego, by w ogóle zacząć ją czytać.
Książka Pani Swojego Czasu:
A potem już poleciało. Skończyłam ją w trzy dni. I czułam się, jakby ktoś dał mi w łeb. To nawet nie był kopniak w tyłek, to nie była żadna motywacja. Czułam się, jakby ktoś wylał na mnie zimne wiadro wody. Więc to tak trzeba zacząć!?
Zapisałam sobie kilka ważnych informacji, które wyciągnęłam z tej lektury. Ale nie streszczę Wam książki, to niemożliwe. Trzeba ją po prostu przeczytać.
Otóż. Nie istnieje jedna uniwersalna metoda zarządzania czasem. Każda z nas jest inna i inaczej wygląda jej dzień. Są kobiety pracujące w domu, są takie, które zapierniczają na etacie, a jeszcze inne zajmują się “tylko” domem. Mamy różną ilość dzieci, w różnym wieku (co też ma znaczenie). Więc, żeby znaleźć swój sposób, odsyłam do książki.
Nie ma takiej opcji, że nagle magicznym sposobem będzie się miało na wszystko czas. Nie ma perfekcyjnych ludzi i perfekcyjnego ogarniania życia. Zawsze coś dzieje się kosztem czegoś. Najważniejsze to umieć wybrać swoje priorytety.
Można się tego uczyć, ale nic się nie zmieni jedynie po przeczytaniu książki Oli Budzyńskiej. Żeby zbudować w sobie nowe nawyki potrzebny jest czas. I dużo chęci.
ZROBIONE JEST LEPSZE OD DOSKONAŁEGO! – to moja nowa dewiza życiowa.
Każdą zmianę buduje się małymi kroczkami. Dlaczego kiedy postanawiamy sobie, że od dziś nie jemy słodyczy, po trzech dniach się poddajemy? Bo to zbyt duża zmiana dla nas (być może nie dla wszystkich). Czasem trzeba zacząć od czegoś mniejszego, np. nie słodzę kawy. I ja te drobne kroczki robię cały czas. Zaczęłam od stałej pory pójścia spać (22:30 – co było szokiem, jeśli do tej pory chodziłam do łóżka grubo po północy). Okazuje się, że można wstać wyspanym! Ubrania dzieci zawsze są przygotowane wieczorem, więc rano unikamy awantur i pośpiechu. To były dwie pierwsze zmiany. Małe zmiany, które prowadziły do większych. W tej chwili moje życie wygląda już całkiem inaczej, niż to, które prowadziłam jeszcze przed wakacjami.
Oczywiście, że nie zawsze mój plan wychodzi. Ale wciąż się uczę na własnych błędach. Wiem już co nie pozwala mi się skupić, wiem jak ustawić sobie priorytety, wiem co robię źle i staram się to zmieniać. Z naciskiem na “staram się” 😀
Jestem wdzięczna Oli za tę książkę. Uważam, że każda kobieta powinna mieć ją w domu, dlatego bardzo cieszę się, że zostałam wybrana spośród wieeeeelu blogerów, którzy zgłosili się pełni chęci do pełnienia funkcji ambasadora Pani Swojego Czasu. Uważam, że to jedna z najważniejszych współprac w mojej blogowej “karierze” 🙂 Zwłaszcza, że pomaga również ogarnąć się moim córkom, a o tym napiszę już wkrótce.
książka Pani Swojego Czasu – Ola Budzyńska – do kupienia TUTAJ
planer suchościeralny tygodniowy – do kupienia TUTAJ
cienkopisy do planera – do kupienia TUTAJ
planer książkowy (my love!) – do kupienia TUTAJ
kubek PSC – do kupienia TUTAJ
Wpis powstał we współpracy z Panią Swojego Czasu.