ZAWSZE MOGŁO BYĆ INACZEJ…

Życie jest kruche. I tę kruchość pokazuje nam na każdym możliwym zakręcie. Czasem jesteśmy zbyt młodzi lub zbyt niedojrzali, jak ja wtedy, by to dostrzec. A czasem od razu dostajemy obuchem po głowie i zaczynamy doceniać życie, rodzinę, otoczenie. To może być ciężki poród, który mógł skończyć się tragicznie, przeżyty wypadek samochodowy, choroba lub śmierć kogoś bliskiego. I żyjesz sobie dając się porwać pędowi świata, aż nagle ten świat się zatrzymuje. Czasem w jednej sekundzie, czasem spowalnia etapami. Ale to są te momenty, w których zadajesz sobie pytanie: ile jeszcze czasu jest mi dane?


Miałam wtedy 15 lat. Właśnie zaczęłam pierwszą klasę liceum. Nie zdążyłam jeszcze poznać swoich nowych kolegów i koleżanek, gdy wylądowałam w szpitalu. Nie pamiętam jak mnie przyjmowano, pierwsze wspomnienie w mojej głowie z tego czasu to wybudzanie z narkozy.


Nagle znajduję się na sali pooperacyjnej, w izolatce, stoi nade mną zapłakana mama. Słyszałam słowa lekarza: “najbliższe godziny będą decydujące”. To tylko wyrostek robaczkowy – można pomyśleć. Ale operowany w ostatnim momencie. Pękł, rozlał się. Wdało się zapalenie otrzewnej. Niby nic, zbędna część, która do życia nawet nie jest potrzebna, a przez którą właśnie zaraz mogę umrzeć. Jeśli tylko antybiotyk nie zadziała.


Przez cienką rurkę wylewa mi się jakiś syf z brzucha. Mam 40 stopni gorączki. Tu mogła zakończyć się moja historia.


Patrzę na swoje biegające w ogrodzie dzieci. Krzyczą, piszczą, co chwilę się kłócą, by znów śmiać się co sił w płucach. Siadam na tarasie. Czuję, że ten ich pisk to szczęście. Że ten moment mógł nie nastąpić, nie tylko przez ten wrześniowy dzień, gdy mnie operowano. Bywały przecież sytuacje, które mogły nie skończyć się szczęśliwie. Wciąż bywają.


Normalny człowiek, który wiedzie szczęśliwe życie nie myśli o takich rzeczach? A może powinien? Żeby docenić co dostał, zamiast wciąż narzekać. Żeby dostrzec dobro, które go otacza w świecie, który wiele pozostawia do życzenia.


Wdzięczność losowi/Bogu za wszystko to pierwszy krok do pozbycia się poczucia, że mam mniej niż inni, że chciałabym więcej, że zasługuję na najlepsze. Mam wiele, mam wszystko.


Znów się kłócą. To nic. Zamykam oczy robiąc duży łyk kawy. I tak jest wspaniale.