Któregoś dnia wybrałam się na spacer. Szłam przed siebie pchając wózek z bliźniakami, kiedy zaczepiła nas starsza pani.
“Bliźniaki?”
“Tak” – odpowiedziałam szczęśliwa.
“Dwie dziewczynki?” – pyta zerkając głębiej do wózka.
“Tak“.
“Oj to się tacie nie udało…”
I spróbuj w takiej sytuacji nie strzelić jej w twarz. Zdębiałam na moment. Zbyt dobrze rodzice mnie jednak wychowali, by pozwolić sobie na wybicie starszej pani ostatnich zębów. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że tak często będę słyszeć podobne komentarze.
Ja to widzę tak, że taka osoba ma bardzo ograniczone pole myślenia. Mojemu mężowi się współczuje. Mówi się o nim, że “biedny”, że “oj nie udało mu się”. Musi być bardzo samotny i pokrzywdzony mając przeciwko sobie bandę kobiet. I to we własnym domu! Że nie umie “zrobić” syna.
Tymczasem, muszę Was zawieść, my nigdy o synu nie marzyliśmy. Kiedy okazało się, że urodzę bliźniaki przeszło nam przez myśl, że fajnie byłoby, gdyby jedno z nich okazało się chłopcem, ale nigdy nie czuliśmy rozczarowania kiedy lekarz poinformował nas, że to kolejne dziewczynki (w domu była już czteroletnia Martynka). A w każdym razie, mąż nigdy nie dał mi odczuć, że liczył na męskiego potomka.
To nie tak, że w rodzinach zdominowanych przez płeć piękną odtąd wszystko jest różowe i cukierkowe. Że teraz ten pokrzywdzony przez los samiec alfa bierze do ręki wałek i maluje ściany na malinowy kolor. Że kupuje sukienki z koronką i lakierki na wysoki połysk. Wiąże kokardki, zaplata warkocze, maluje paznokcie i płacze po kątach, że świat go oszukał. To nie tak, że ma kompleksy, bo “nie umie strzelić syna”, czuje się beznadziejny, topi smutek w alkoholu, a swój żal zagryza kiszonym ogórkiem. Nie sypie brokatem na prawo i lewo, nie rozkłada różowego dywanu przed swoimi księżniczkami ani nie wącha polnych kwiatków co drugi dzień.
To nie tak, że musi bawić się lalkami do tego stopnia, że zatraca swoją męskość, kurczą mu się jądra, a w sklepie kupuje tylko rurki i obcisłe koszulki.
Otóż, facet, gdy zostaje ojcem tak samo jak matka liczy na to, że urodzi się zdrowe dziecko. I choćby nawet liczył na syna to w końcu bez względu na płeć kocha dzieci jak swoje. Jakie znaczenie ma to czy leży w niebieskich, czy różowych śpiochach? Tak samo nie śpi w nocy, tak samo ulewa i robi kupę. Lalki, sukienki i wózki? Jasne, ale są też klocki, piłka i samochody. Strzelanie goli do bramek, skakanie po drzewach, wyścigi na rowerach – to zabawy dziecięce i nie są zarezerwowane jedynie dla chłopców.
Tu liczy się wspólna zabawa, łapanie bliskości i kontaktu z dzieckiem. Nieważne czy ubrane w “wojskowe” spodnie moro czy falbaniastą sukienkę z poduszkami na ramionach. To czas poświęcony wychowywaniu, czytaniu książek, wspólnym szaleństwom. Że dziewczynki się stroi? Spójrzmy na wymodelowanych chłopców. Tu płeć też nie ma znaczenia.
Zdominowany przez kobiety. Biedny. Samotny rodzynek.
A ja Wam powiem: raj na ziemi kochać tyle kobiet naraz i nie dostać po mordzie od żony. Mieć wokół siebie dziewczyny, które siadają ci na kolanach, całują w policzek i śmieją się ze swoich sekretów. Takie, które wcale nie są przeciwko tobie, a w jednej drużynie, jaką jest rodzina. Nie być pokrzywdzonym, a królem we własnym domu.
Żadnej z nich nie zamienilibyśmy na chłopca. Co więcej, gdyby jakimś cudem stało się tak, ze zajdę w ciążę… to chciałabym kolejną córkę. Bo jest fantastycznie. A głupie komentarze zawsze dają osoby bezdzietne lub te, które mają synów. Bo nikt normalny, o zdrowych zmysłach nie powie, że ma się pecha, gdy rodzi się kolejna córka. Nikt kto ma córki nie stwierdzi, że lepiej byłoby mieć męskiego dziedzica. Nikt.
Nie umiemy w syna? Mówimy, że mamy tylko jeden szablon. I to zamyka wszystkim buzie. A potem wracamy do domu, wyciągamy Barbie i robimy wyścigi. Bo nasze Barbie mają motory. I grają w piłkę. A czasem trenują nawet boks.