“Nie ogarniam” – znasz to? Ja często to powtarzam, ale prawda jest taka, że skoro moja rodzina całkiem nieźle funkcjonuje to chyba nie jest tak źle?
Kiedy urodziłam pierwszą córkę miałam ogromne parcie na zostanie matką roku. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Teoretycznie, bo praktycznie nic z tego nie wychodziło. Nowe obowiązki, mały członek rodziny, życie domowe… wszystko się zmieniło. Nagle okazało się, że nie można spać wtedy, gdy dziecko śpi, bo do ogarnięcia jest cały dom, a jak tylko coś zaczęłam robić lub choćby planować to niemowlę się budziło. Wiesz jak to jest, miała spać na spacerze, ale nie spała. Miała grzecznie poleżeć w łóżeczku, ale wolała na rękach. Karmienie miało trwać pół godziny, a siedzisz z wywaloną piersią już godzinę. A robota się piętrzy.
Pierwsze dziecko, pierwsze macierzyństwo, pierwsze problemy pokazały mi, że nie nadaję się na perfekcyjną mamę. A ja i tak starałam się co sił zadowolić faceta, rodzinę i siebie samą.
I nagle cios, będziemy mieć bliźniaki. Wydawało mi się, że skoro Martyna poszła już do przedszkola to jej młodsza siostra/brat nie doda mi więcej obowiązków, niż miałam do tej pory. Wizja bliźniaków, dwóch noworodków, potem dwóch niemowlaków, wiecznie nieobecnego w domu męża sprawiła, że byłam niemal pewna, że albo oszaleję, albo zginiemy w totalnie patologicznym bałaganie.
Sajgon jaki powstał w moim domu wymusił na mnie “ogarnięcie”. I nie mówię tu o prasowaniu na bieżąco, codziennym sprzątaniu czy stawaniu na rzęsach, żeby wszystko było na czas. Moje pojęcie ogarniania absolutnie zmieniło swój tor. Chyba dzięki temu udało mi się jeszcze założyć blog i wydać książkę.
Pomoc faceta? Nie mogłam na nią liczyć przez pracę jaką miał. Potem biegł na budowę, by kończyć nasz dom. I to zajmowało mu dwa lata. Przez ten czas byłam sama z dziećmi. Mogłam liczyć na pomoc mamy, babci i sióstr, ale przecież nie mogłam się nimi wyręczać. Każdy z nich miał swoje własne życie.
Opracowałam sobie swój własny niepisany plan. Może komuś się przyda, bo ciągle dostaję pytania: jak ty to robisz, że masz czas na blog? Jak ogarniasz?
Odpowiadam.
SPRAWY WAŻNE I WAŻNIEJSZE – podzieliłam sobie obowiązki domowe na te codzienne i te, które można wykonać raz na jakiś czas. Bo kiedy chciałam zrobić wszystko… nic nie było zrobione. Dbam więc o to, by na co dzień było czysto. Podłogi, kurze itd. Żadnego syfu i pajęczyn.
Prasowanie, mycie okien, dokładne porządki – raz na jakiś czas. Na przykład ubrania raz w tygodniu, okna, gdy już naprawdę tego potrzebują, szorowanie, sprzątanie szafek itd też wtedy, kiedy jest to niezbędne. Bez szału, bez nacisku, bez spiny.
OBIADY– często gotuję na kilka dni. Zupa, łazanki, spaghetti – jest mnóstwo dań, które po odgrzaniu smakują tak, jakby były świeżo gotowane. Jasne, teraz kiedy dzieci są już uczniami i przedszkolakami jest zdecydowanie łatwiej, ale wtedy to było moje wybawienie. Nawet maluszkom gotowałam mięsko i warzywa, a potem przechowywałam w lodówce (lub zamrażałam). Wystarczyło ugotować ziemniaki, makaron albo ryż i obiad gotowy.
ZAKUPY – ogromna lista na cały tydzień. Raz na zakupy, spokój na siedem dni. Korzystałam też z zakupów online. Siadałam wieczorem przed komputerem, rano zakupy przywoził miły pan.
ANGAŻOWANIE STARSZEGO DZIECKA – Martyna chętnie pomagała przy młodszych siostrach. Dzięki temu nie siedziała sama, a raz w tygodniu spędzałyśmy czas tylko we dwie (tu potrzebowałam pomocy osób trzecich, bo ktoś musiał zostać z maluszkami).
Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy nieumyte okna spowodują, że Święta nie nadejdą? Ktoś je odwoła? Dlaczego mamy się zarzynać skoro wszechogarniający porządek w domu często jest związany z brakiem czasu dla dzieci? Dlaczego mam na bieżąco prasować, szorować dom i być na tip top, skoro ucierpi na tym moje macierzyństwo? Zdecydowałam się zostać mamą, nie po to, by dzieci widywały mnie jedynie ze szmatą w ręce…
Tak, dziś jest łatwiej. Dzieci są starsze. W naszym domu jest inaczej, pojawiają się nowe problemy, ale z kilkulatkami jest łatwiej. Zaszczepiam w nich obowiązek sprzątania po sobie, dzięki czemu mam mniej pracy w domu. Nie jest kolorowo, bo czasem więcej gadam i tłumaczę niż jest pracy, ale jestem uparta. Żyjemy razem, mieszkamy razem, to i prace domowe wykonujemy razem. Mąż też. Nie ma taryfy ulgowej.
Dzięki temu miałam czas, żeby napisać ten tekst.