Długo zastanawiałam się jak zacząć ten wpis. Może najlepiej napisać wprost: jestem dojrzałą kobietą po trzydziestce. Od bardzo dawna nie mam żadnych kompleksów, akceptuję swój wygląd zewnętrzny, a pryszcz, który gości od czasu do czasu na mojej twarzy traktuję z uśmiechem. Dorosłam już do pełnej akceptacji swojego nieperfekcyjnego wizerunku.
Mimo to, od jakiegoś czasu nie czułam się najlepiej patrząc w lustro. Zmarszczki. Tak, pojawiły się zmarszczki wokół oczu i ust oraz na czole. Jasne, zwalałam to na kolejność rzeczy, przecież nie będę coraz jędrniejsza. To chyba normalne, że skóra się starzeje… Suche włosy. Pewnie zniszczone ciągłym suszeniem, prostowaniem i zanieczyszczonym powietrzem. Bo przecież nawet ich nie farbuję…
Pojawiły się migreny. I choć miewam je od dawna to teraz zdarzały się zdecydowanie częściej i dłużej trwały. Bywało, że głowa bolała mnie codziennie przez dwa tygodnie. Też starość?
Kołatania serca i drżenie rąk, a także jakiś dziwny, wewnętrzny niepokój nie dawały mi spokoju. Wybrałam się nawet do kardiologa. Wykonał wszystkie możliwe badania wraz z usg tętnic i niczego nieprawidłowego nie stwierdził.
Tymczasem czułam się coraz gorzej. Wstawałam rano zmęczona, choć i tak kładłam się do łóżka wcześniej niż zazwyczaj. Po śniadaniu nie miałam już energii ani chęci, żeby usiąść przed komputerem. To było co najmniej dziwne, zwłaszcza, że kocham swoją pracę. Wciąż się czymś denerwowałam… Dzieci doprowadzały mnie do szału, a potem i tak zawsze kończyło się na tym, że miałam okropne wyrzuty sumienia.
Wiecie, ile chorób zdążyłam w sobie wykryć zanim odkryłam co tak naprawdę robię źle? Że to się na nerwicy nie skończyło to cud. Chociaż ją też brałam pod uwagę.
Najpierw przeanalizowałam swoją dietę. Cóż, nie jem jakoś wybitnie fit i eko, ale też nie truję się tym, co spożywam. Lubię fast foody i niezdrowe jedzenie, ale wcale nie jem ich tak często (jakbym chciała 😉 ). Kilka rzeczy na pewno jest do poprawy, ale uczciwie muszę przyznać, że wcale nie jest najgorzej.
No i dochodzimy do sedna sprawy. Wypijam trzy kawy dziennie. Czasem jeszcze wieczorem herbatę lub kakao. I żadnej wody!!! Nic. Jestem odwodniona jak cholera. Przeraziłam się własną głupotą i brakiem wiedzy. Zaczęłam szukać informacji na temat picia wody. Wszystkie moje dolegliwości idealnie wpisały się w objawy niewystarczającego nawodnienia organizmu.
Postanowiłam naprawić ten błąd i obserwować swój organizm. Poza tym, że przez kilka dni biegałam ciągle do toalety, nic się nie zmieniło. Ale to był dopiero początek. Teraz kiedy regularnie piję wodę w odpowiedniej dla siebie ilości czuję same zalety. Zdecydowanie poprawiła się kondycja mojej skóry, choć wcześniej myślałam, że wystarczy kosmetyk z górnej półki… Włosy nie przypominają już miotły, a wierzę, że za jakiś czas będą w jeszcze lepszej formie. Nie boli mnie głowa. Nie trzęsą mi się ręce, serce nie skacze jak szalone… Dzięki WODZIE!!!
Przyjmuje się, że człowiek powinien spożywać 1ml wody na 1kcal pokarmu, który spożywa lub 30ml wody na 1kg masy ciała. To oznacza, że na 30kg masy ciała powinniśmy wypijać 1 litr wody dziennie. Oczywiście składa się na to również tryb życia, bo osoby żyjące aktywnie, uprawiające sport muszą przyjmować wody więcej.
Obliczyłam sobie, że moim minimum jest 1,7 litra. Brzmiało strasznie, bo jak wlać w siebie tyle płynu? Znalazłam aplikację na telefon, która co dwie godziny przypomina mi o codziennym uzupełnianiu wody. Takich apek znajdziecie w internecie sporo, ja używam “Moja woda”. Nie jest idealna, ale wystarczająca (poza tym ma opcję zmiany ilości płynów, gdybym jednak chciała wypijać ich jeszcze więcej). Okazuje się, że nie mam większego problemu z tą ilością, bo pijąc mniej, ale za to często nie jest wcale ciężko 🙂
Zalety picia wody:
– dotlenia organizm
– niweluje ból głowy i pleców
– dodaje energii (precz z codziennym zmęczeniem i wyczerpaniem)
– nawilża skórę (co nie oznacza, że można zrezygnować z kosmetyków, sama woda jednak nie wystarcza)
– poprawia pamięć i koncentrację
– poprawia metabolizm
– redukuje cellulitis
– wypłukuje toksyny z organizmu
– zapobiega chorobom serca, pęcherza, nerek
– chroni przed nowotworami
– zapobiega zaparciom
– dodaje urody 🙂
Zalet jest całe mnóstwo. Nie mam kompetencji, by zatrzymywać się przy tematach medycznych, więc polecam Wam artykuły internetowe napisane przez lekarzy. Znajdziecie w nich informacje ile dokładnie pić, jaką wodę i o jakich porach.
Okazuje się bowiem, że nie wszystko można zwalić na “chorobę” zwaną… macierzyństwo. Czasem powód złego samopoczucia i kiepskiego wyglądu jest zdecydowanie prostszy.
Wasze zdrowie!