Jedną z moich porażek macierzyńskich jest to, że przyzwyczaiłam swoje dzieci do słodkich produktów.
Przy pierwszej córce bardzo uważałam na jej odpowiednią dietę. Warczałam na wszystkich, którzy próbowali dać jej choć kawałek ciasteczka. Do trzeciego roku życia nie wiedziała czym jest batonik, sok czy wata cukrowa. Starałam się być idealna.
Przy bliźniaczkach popuściłam lejce. Niestety popuściłam je na tyle, że w pewnym momencie zauważyłam jak nie potrafią przeżyć dnia bez słodyczy. Totalna klęska rodzicielska.
Postanowiłam to zmienić, naprawić swój błąd. Choć jak wiadomo, zawsze lepiej i łatwiej jest zapobiegać niż leczyć, podjęłam walkę. Pisałam o tym TUTAJ. Udało się, ale ja chciałam pójść o krok dalej i wyrobić w nich nawyk jedzenia zdrowych przekąsek. Niestety, nie mam zdolności kulinarnych i moje kolejne próby zrobienia batonika bez cukru kończyły się na tym, że w kuchni zostawał syf, a ja rzucałam łyżkami ze złości.
Wykorzystałam więc fakt, że skoro udało mi się nauczyć je jedzenia zdrowych śniadań i kolacji to tym samym sposobem nauczę je jedzenia deserów bez tony cukru. A pomogły mi w tym… zabawki Smoby.
Martyna od dawna prosiła mnie o te zestawy. Ciągle się opierałam, bo wydawało mi się, że to jeszcze bardziej zakorzeni w nich miłość do słodyczy. Jak bardzo się myliłam! Oba zestawy posiadają instrukcję wraz z przepisami. Trochę je zmodyfikowałam, a efekt zamierzony.
Możliwość samodzielnego zrobienia posiłku zaowocowała tym, że cokolwiek dostaną do ręki… zjedzą to! Duma z kolejnego samodzielnie zrobionego lizaka jest tak ogromna, że problem słodyczy rozwiązał się sam. No dobra, koniec z tą skromnością. Ja go rozwiązałam!
Wiórki kokosowe, gorzka czekolada, orzechy, migdały… to ostatnio ich ulubione przekąski. Za rodzynki dałyby się pokroić. A to wszystko przy ogromie radości.
Minusy? No jest jeden, ale malutki. Bałagan. Dlaczego to mały minus? Bo bałagan to drugie imię dzieci w ich wieku i bez względu na to, czym się bawią i tak trzeba sprzątać 😉
Nie, nie odbiło mi. Nadal popuszczam lejce. Nie stałam się nagle eko, bio i fit, choć odżywiamy się o wiele zdrowiej. Czasem zjemy starą, dobrą, poczciwą nutellę.
Tym bardziej cieszę się, że razem z marką Simba zrobiliśmy coś ABSOLUTNIE niezwykłego. To akcja charytatywna, o której wkrótce będzie głośno. O szczegółach napiszę wkrótce.
Wpis powstał przy wspólpracy z marką Simba.