Od pierwszych chwil życia moich dzieci drżę o ich zdrowie.
Zaczęło się już wtedy, gdy czekałam na wypis ze szpitala z pierwszą córką. Byłam już spakowana, mąż dojeżdżał do szpitala, a pani doktor wypowiedziała te straszne słowa: „Musimy was jeszcze zatrzymać. Może to nic ważnego, ale usłyszałam coś w serduszku i musimy to sprawdzić”. Zabrali Martynkę na badania, a ja zamknęłam się w szpitalnej toalecie i ryczałam. Po raz pierwszy w życiu czułam tak ogromny strach… Nigdy tego nie zapomnę.
Alarm okazał się fałszywy, a ja jeszcze wtedy nie zdawałam sobie sprawy z tego, że oto wraz z narodzinami córki narodził się największy strach, jaki kiedykolwiek może poczuć człowiek. Wysoka gorączka, choroba, każda niepokojąca zmiana… to wszystko powoduje, że nam, rodzicom, na chwilę serce przestaje bić. Być może czasem przesadzamy. Możliwe, że nadgorliwie czuwamy nad tym, by dziecku nie stała się żadna krzywda. Ale nasze troski kierowane są przez emocje. Miłość. A ponad nią nie ma już nic więcej przecież.
Moje dzieci nie są nad wyraz kontuzjogenne. To raczej delikatne dziewczynki. Czasem zabawa kończy się siniakami, ale nic ponad to. I wydawać by się mogło, że nie mamy się czym martwić. Jedno popołudnie przekonało nas o tym jak bardzo się mylimy.
Wraz z mężem, oboje, byliśmy w domu. Siedzieliśmy na kanapie i o czymś rozmawialiśmy. Obok bawiły się dzieci. Dzień jak co dzień. W pewnym momencie Paulina chciała pójść do pokoju po kolejne zabawki. Potknęła się… o własne nogi. Uderzyła czołem w stół. Nawet nie w róg, a krawędź. Siedzieliśmy dwa metry od niej. Dwa metry! Polała się krew. Młodsze córki wpadły w panikę. Ja byłam bliska histerii. Pojawił się ogromny guz i niewielkie rozcięcie… kilka milimetrów od oka.
Ja wiem, że nie powinno się myśleć: „co by było, gdyby…”, ale w takiej sytuacji nic innego nie przychodzi do głowy. Uraz oka? Szycie?
Kiedy dzieci już spały i emocje opadły dotarł do mnie ten okropny fakt, że jakkolwiek będę chronić swoje córki, nie jestem w stanie zapobiec takim wypadkom. Mogę być na wyciągnięcie ręki, tuż obok, a takie sytuacje mogą się zdarzać i nie mam na to wpływu. To smutne. I straszne. Ale przede wszystkim prawdziwe.
Piszę o tym nie bez powodu. To nieszczęsne popołudnie przypomniało nam się, gdy dziewczynki dostały się do przedszkola. Pojawiła się obawa o to, że nagle po trzech latach… nie będzie mnie obok przez kilka godzin w ciągu dnia. Wiedziałam już, że mój „parasol ochronny” nie jest w stanie zapewnić im bezpieczeństwa w domu, więc tym bardziej nie sięgnie ich, gdy będą w placówce. Nie możemy ochronić naszych pociech przed wszystkimi zdarzeniami losowymi, ale możemy zabezpieczyć się na wypadek ewentualnych konsekwencji. Mowa tu o ubezpieczeniu.
Wstyd się przyznać, ale kiedy kupowaliśmy polisy dla siebie, wzięliśmy je też dla dzieci, bo tak wygodniej, w jednym towarzystwie ubezpieczeniowym. Nie za bardzo interesowaliśmy się tym co obejmuje taka polisa. Bo mimo ciągłego strachu, wciąż wydawało nam się, że wypadki nas nie dotyczą. Kiedy Martyna była jeszcze przedszkolakiem godziliśmy się na ubezpieczenie przedszkolne… bo wszyscy się godzili. Znajomość tematu była na poziomie zerowym.
Potem trafiłam przypadkiem na artykuł w internecie, którego mała, kilkuletnia bohaterka została bez środków na leczenie, bo jej polisa ubezpieczeniowa nie obejmowała urazu, którego doznała. Pojawiło się pytanie, czy jeśli wtedy Paulina zraniłaby się w oko to nasze ubezpieczenie pokryłoby koszty leczenia? Okazuje się, że nie…
Dlatego chcę przedstawić Wam ofertę, która może być alternatywą lub uzupełnieniem dla ubezpieczeń NNW zawieranych przez rodziców w przedszkolach i szkołach. Ubezpieczenie na wypadek uszczerbku na zdrowiu dziecka jest umową dodatkową do polisy na życie w Nationale-Nederlanden.
Zawiera ona opcję ochrony dzieci przed skutkami nieszczęśliwych wypadków, skręceń, zwichnięć czy złamań w dużo szerszym zakresie niż jest to standardem w szkolnych ubezpieczeniach. Wyróżnikiem oferty jest to, że świadczenie zostanie wypłacone za sam fakt zdarzenia na podstawie dokumentacji medycznej, a nie jak to zwykle bywa po zakończeniu leczenia i orzeczeniu komisji lekarskiej, która określa, czy zdarzenie pozostawiło trwały uszczerbek na zdrowiu. Umowa dodatkowa obejmuje również skręcenia, których większość tego typu ofert nie uwzględnia. Ochroną ubezpieczeniową może zostać objęte dziecko pomiędzy szóstym a siedemnastym rokiem życia, natomiast świadczenie może wynosić nawet do 150 proc. sumy ubezpieczenia. Wysokość składki ustalana jest indywidualnie, w zależności od wysokości składki na ubezpieczenie na życie.
W ramach produktu, poza ubezpieczeniem, każdy rodzic może liczyć na zestaw przydatnych usług w ramach assistance, które mogą pomóc w codziennym życiu w okresie, kiedy dziecko będzie dochodzić do zdrowia. Zapewnia ono organizację i pokrycie kosztów m.in. opieki domowej i pielęgniarskiej nad dzieckiem wymagającym leżenia, transportu do i z placówki medycznej, wizyty u lekarza, czy korepetycji w razie przedłużającego się okresu powrotu do zdrowia. Więcej informacji TUTAJ.
Apeluję do rodziców! Zainteresujcie się tematem ubezpieczenia. Większość towarzystw ma oferty, które nie zapewniają wsparcia finansowego we wszystkich zdarzeniach losowych. Warto zdać sobie sprawę z tego, że nawet księżniczki ulegają czasem urazom. Dobrze wtedy trzymać rękę na pulsie.
Wpis powstał przy współpracy z Nationale Nederlanden.