Pędzę przez życie spełniając kolejne swoje marzenia. A większość z nich to bardzo prozaiczne i „zwykłe” marzenia. Jak dom, który wybudowaliśmy. Jego obraz tkwił mi w głowie od czasów liceum. Nie wiedziałam jeszcze wtedy jak będzie wyglądał, ale wiedziałam, że musi mieć duży ogród. Tak samo, jak nie wiedziałam ile nakładu pracy, czasu i pieniędzy się z tym wiąże. Dlatego powolutku, krok po kroku zmierzamy do efektu finalnego, choć mieszkamy tu już dwa lata.
Salon to gwóźdź programu. Miejsce, w którym spędza się najwięcej czasu całą rodziną. Musiał więc być przemyślany i funkcjonalny. A kiedy z mężem zaczęliśmy kombinować nad zmianami okazało się, że podoba nam się wszystko i nic. I w zasadzie nie wiadomo było co do czego pasuje. To był ten moment, w którym postanowiliśmy skorzystać z pomocy projektanta. Geniuszem okazał się Marek Bitka (z Opola, ale pracuje na terenie całego kraju). Jest dostępny tutaj: marek.martonedesign@gmail.com
I to chyba jeden z najważniejszych kroków. Projektant musi być dobry. Musi czuć to co my. Wiedzieć czego chcemy. Zrozumieć nas, mimo że sami siebie nie rozumiemy. Znaleźliśmy anioła, który poskładał nasze myśli i sam nazwał to czego oczekujemy. Trafił tym prosto w dziesiątkę. Jeśli planujecie aranżację domu lub mieszkania od razu piszcie do Marka. Jest genialny. Młody (pewnie, że młody bo w moim wieku!), ale z dużym doświadczeniem i praktyką. Od razu wyczuł, że lubimy rzeczy „inne”, niespotykane, oryginalne. Potrafi przekonać, że coś jest super, a z drugiej strony wprost mówi : „Tego nie polecam mając małe dzieci”. Sam jest ojcem dwójki maluchów, więc rozumieliśmy się perfekcyjnie.
Jak żyliśmy przez dwa lata. Ano tak:
Nieciekawie co? Kanapa z czasów kawalersko-panieńskich. Szafka pod telewizorem zajumana dzieciom z pokoju. Stół, który kupiliśmy po ślubie. Tyle. Tak wyglądał nasz salon.
Marek przygotował projekt, który zaakceptowaliśmy niemal natychmiast.
Najważniejszym punktem zaczepienia było to, że marzyliśmy o dużej kanapie, na której cała nasza piątka będzie mogła swobodnie odpoczywać. Szukaliśmy w sklepach, ale projektant od początku obstawiał przy tym, żeby ją… zrobić. Materiał, z którego jest wykonany to kerlite, spieki kwarcowe. Nie był tani, ale za to solidny. Nie ma siły, która go zniszczy.
Potem szukaliśmy materacy i materiałów do obicia. Efekt piękny.
Na lampę czekamy. Również będzie ręcznie robiona, ale tu już przez fachowca.
Fototapeta. Musiała być oryginalna, trochę „straszna”, niespotykana, imitująca zimny beton. Znaleźliśmy nasz ideał na Pixers. W tym samym miejscu, w którym wybraliśmy fototapetę do biura. Wysłaliśmy wymiary ścian, a tam odpowiednio ją skrojono. Powiem Wam, że robi wrażenie. Nasi goście od razu zwrócili na nią uwagę. To nie jest typowa tapeta, klei się ją jak naklejkę, a cały montaż jest dosyć prosty. Skoro sama z mężem ją przykleiłam to nie mogło to być nic trudnego 😉 Do kupienia są też wersje z laminatem, który zapobiega brudzeniu. A efekt wyszedł taki:
Telewizor. Dzieci wybywają do przedszkola i szkoły. W ciągu dnia nie będzie więc oglądany (wbrew pozorom nie zamierzam leżeć cały czas). Za to kiedy go włączymy to z efektem wow. Zdecydowaliśmy się na projektor i rzutnik. Projektor wisi. Na rzutnik trzeba rozbić skarbonkę 😉
Zasłony na oknie tarasowym. Pomysł Marka. Dla mnie genialny. Dodaje pomieszczeniu uroku i ciepła. Przy zimnej ścianie to był fantastyczny pomysł.
Oświetlenie Philips Hue, o którym pisałam już pokazując oświetlenie w pokoju dzieci TUTAJ oraz łazienki TUTAJ. Większość pomieszczeń w naszym domu sterujemy aplikacją HUE. Można stworzyć ładne, ciepłe światło, zimne oraz pobawić się barwą, bo aplikacja zawiera 16 milionów różnych odcieni… Przy imprezie też się sprawdzi, bo można ustawić iście imprezową wersję, gdy światło „miga” w rytm muzyki. Oczywiście, lampa która się dopiero tworzy również będzie naświetlana Philips Hue. Lubimy iść z duchem czasu. Zdalnie sterowany dom, również wtedy, gdy przebywamy poza nim, to dla nas fantastyczna sprawa. Sama instalacja systemu Hue jest banalnie prosta. Zestawy startowe można zakupić z różnymi rodzajami żarówek, nie trzeba od razu wymieniać całego asortymentu oświetlenia. Więcej o oświetleniu napiszę w kolejnym wpisie.
Dodatki pochodzą z home&you (również zasłony). Wybór produktów jest tam tak ogromny, że spędziliśmy mnóstwo czasu na wybieraniu. Sami oceńcie:
No i moja perełka, bo wymyślona przeze mnie. Donica „wrośnięta” w kanapę i mój cudny bambus.
To co podoba nam się najbardziej to to, że kanapę można dowolnie modyfikować. Przestawiać elementy, poduchy, siedziska i stoliki. A wszystkie zabawki schowane są w szufladzie.
Zakochałam się w tym miejscu. Kiedy już się nacieszę, zajmę się kolejnym…