„Czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci” – to jedno z niewielu powiedzeń, które traktuję całkiem serio w swoim życiu. Wierzę w to, że podstawowe zachowania i priorytety życiowe wynosimy z domu. Zwłaszcza jeśli chodzi o nawyki żywieniowe.
Kiedy urodziła się Martyna byłam absolutną przeciwniczką jedzenia słodyczy przez dzieci. Jeżyłam się na samą myśl, że ktoś łamie mój zakaz i częstuje ją batonami. Bardzo długo nie znała smaku słodyczy. Sprawa wyglądała tak, że wciąż toczyłam z kimś wojnę. A w efekcie nie uchroniłam jej przed słodkim „grzechem”, bo już w przedszkolu dzieciaki przynoszą słodkości, gdy obchodzą swoje urodziny.
Gdy urodziły się jej młodsze siostry, Paulina i Liliana, postanowiłam popuścić lejce i dziewczynki dosyć szybko poznały smak czekolady i różnych innych słodziuchów. Okazało się jednak, że ta droga również nie była dobra, bo małe pokochały słodki smak i szybko straciłam kontrolę nad tym ile i jak często jedzą.
Zgodnie z zasadą „lepiej zapobiegać niż leczyć”, ja oczywiście wpędziłam się w kozi róg… i musiałam leczyć zły nawyk już u trzyletnich dzieci. Wydaje się nieosiągalne? Wydaje się bardzo trudne? Sama byłam zdziwiona tym, że poszło nam bardzo łatwo. Od kilku tygodni nasz bilans jedzenia słodyczy jest bardzo niski. I o ile często piszę, że nie jestem ekspertką w żadnej dziedzinie, o tyle tutaj mogę się pochwalić ogromnym sukcesem.
Zasada numer jeden: nie zabraniać słodyczy. Zakazany owoc najlepiej smakuje, a przecież wystarczy, że dziecko wyjdzie do koleżanki, babci albo do przedszkola i spotka się w końcu z pokusą. Jeśli ograniczamy maluchowi słodycze to róbmy to stopniowo, aż do osiągnięcia rezultatu: słodycze raz lub dwa razy w tygodniu. Ja zawarłam pakt z córkami: w weekend jemy słodkości. Tylko w weekend. I nie od razu kilogram cukierków i tabliczkę czekolady zamiast obiadu, ale deser jest wtedy wybierany przez dzieci. To samo dotyczy babć, dziadków i ewentualnych opiekunów córek. Ta zasada jest im znajoma.
Nie obiecuję słodyczy w nagrodę za coś. I nie karzę brakiem słodkiego deseru za niegrzeczne zachowanie. Nie chcę, by traktowały słodycze jako coś wyjątkowego.
Słodycze w naszym domu nie stoją w widocznym miejscu, ale dzieci dobrze wiedzą, w której są szafce i potrafią ją otworzyć. Początkowo próbowały podkradać je, gdy tylko zniknęłam z pola widzenia, teraz już tam nawet nie zaglądają. Jasne, odzwyczajanie od słodyczy to cały proces, nie dwa dni, ale dzięki temu córki wiedzą, że słodkości nie są zakazane. Są dla ludzi.
W zamian za to, w bardzo widocznym i dosięgalnym miejscu zawsze stoją owoce. Gdy zaczyna się wędrówka ludów w poszukiwaniu czegoś dobrego, owoce od razu rzucają się w oczy. Nie zgadniecie. Same o nie proszą. Do tej pory wydawało mi się, że nie lubią bananów. A prawda jest taka, że jeśli miały do wyboru jeszcze czekoladkę to banan zwyczajnie przegrywał pojedynek. Dziś banany znikają z przyjemnością.
Dobra, kolejna rzecz. Kiedy najbardziej chce nam się czegoś słodkiego? Po posiłku. Zanim dzieci zdążą poczuć, że organizm domaga się cukru od razu proponuję im owoce. Czasem robię sałatkę owocową, czasem koktajl, innym razem po prostu obieram jabłka lub wciskam banana do ręki. Idealne są też rodzynki, które moje córki kochają. Wiecie, że działa i dzieci zapominają o słodyczach zanim w ogóle o nich pomyślały?
Przebrnęłam przez cały internet w poszukiwaniu zdrowych odpowiedników przekąsek dla dzieci i szałem okazało się… brownie z czerwonej fasoli (bez cukru!). Przepis znalazłam TUTAJ (polecam blog Elizy!).
Zaszczepiłam w moich dzieciach miłość do miodu. Jedzą go od zawsze. A raczej od momentu, w którym miód można już dzieciom podać. Jedzą go… z łyżki. Prawie codziennie. Zamiast niezdrowych lizaków.
Najważniejsze zostawiłam na końcu. Najlepiej na dzieci działa dawanie dobrego przykładu. Jeśli częstuję je owocami to siadam razem z nimi i wspólnie jemy. Dzieci naprawdę nas obserwują, więc jeśli sama zajadam czekoladę to wtedy, gdy śpią. Albo zamykam się w łazience 🙂 Ale zdrowe przekąski pałaszujemy wspólnie.
Jeśli jesteś w podobnej sytuacji i czujesz, że Twoje dziecko je za dużo słodyczy spróbuj wykorzystać moje sposoby. A nuż się uda!
Wpis powstał dzięki współpracy z moim ulubionym sklepem home&you. Wszystkie produkty ze zdjęć pochodzą właśnie stąd.