krzyczę na dziecko

EKSPERYMENT, KTÓRY POWINNA ZROBIĆ KAŻDA MATKA!

 

Niech pierwsza rzuci kamień ta, która nigdy nie krzyknęła na dziecko.

Dobra, to skoro nikt się nie kwapi, to powiem Ci dlaczego tak się dzieje, że zdarza nam się podnosić głos. Nie, to nie jest wina dziecka. Nawet jeśli wydaje Ci się, że jest inaczej.

Opowiem Ci historię. Bohaterkę nazwijmy jakimś imieniem, na przykład: Sandra.

No więc, Sandra miała dwoje kilkuletnich dzieci. Mimo, że bardzo je kochała, czasem uważała, że są nieposłuszne, rozbrykane i zbyt głośne. Sandra wstając rano denerwowała się, że znów pada deszcz. Zwlekała się z łóżka i jak lunatyk sunęła do kuchni po kawę. Nie zdążyła jej wypić, gdy obudziły się maluchy. To był kolejny powód do zdenerwowania.

Przy śniadaniu krzyczała, że rozrzucają jedzenie. Kiedy dziecku spadła kanapka, też krzyczała. Wściekała się, gdy mąż zadzwonił, że z pracy wróci później. Znowu. Rozlany sok, gonitwa za synkiem, żeby go ubrać, zbyt głośna zabawa dzieci… to wszystko powodowało jej krzyk.

Próbowała ugotować obiad, ale wciąż któryś z maluchów jej przeszkadzał. A to chcieli pić, a to bawić się z nią, a to skarżyli na siebie nawzajem. Krzyczała. Kiedy próbowała się uspokoić i spokojnie usiadła na dywanie, żeby móc ułożyć klocki przypaliła mięso. Zgadnij co się stało? Wściekła się. Krzyknęła na dzieci, gdy płakały kiedy poszła do kuchni.

Myślała, że odetchnie kiedy wyjdą na świeże powietrze. Spotkała sąsiadkę, która znów miała pretensje o to, że jej dzieci hałasują na klatce. Kiedy dotarła z dzieciakami na plac zabaw znów była wściekła. Nie miała ochoty na zabawę. Krzyczała, że nie chcą wracać do domu… Czy zawsze trzeba ich siłą wyganiać ze zjeżdżalni???

Być może nie jesteś taka jak Sandra. Może nie krzyczysz tak często. Może nie denerwujesz się tak szybko jak ona. Ale jedno musisz przyznać: jest coś, co nas wszystkie z nią łączy.

Krzyczymy kiedy denerwuje nas coś, na co nie mamy wpływu, np. pogoda. Krzyczymy na dziecko… kiedy wkurzy nas partner. To dziecku obrywa się, gdy ciśnienie podniesie nam sąsiadka/koleżanka/teściowa/listonosz (niepotrzebne skreślić). To na dzieciach wyładowujemy negatywne emocje, które kumulują się w nas w ciągu dnia.

Krzyczymy na dziecko… bo jest dzieckiem. Kanapka przyklejona masłem do podłogi, ściąganie skarpetek ze stóp kilka razy dziennie, chęć zabawy z mamą, gdy ta rozmawia przez telefon, domaganie się uwagi, spalony kurczak na obiad… To nie są powody do krzyku. A jednak w ten sposób reagujemy.

Złe emocje trzeba gdzieś wyrzucić, oczyścić umysł, zresetować się. Dlaczego właśnie na osobach, które najbardziej kochamy? Dlaczego na kimś, kto nie jest niczemu winien?

Prawdziwych (powiedzmy sobie „usprawiedliwionych”) powodów do krzyku jest tak mało, że można by sobie z nimi świetnie poradzić. To nie dziecko jest problemem. To nieumiejętne radzenie sobie z emocjami powoduje nasz krzyk.

Nie wierzysz? Zrób sobie eksperyment. Za każdym razem, gdy krzykniesz na dziecko odpowiedz sobie UCZCIWIE na pytanie: dlaczego właściwie krzyknęłam?

Zdziwisz się własnym wynikiem.