To, że fala hejtu spadnie na Anię Lewandowską było więcej niż pewne. Od momentu, gdy jej mąż Robert ogłosił, że spodziewają się dziecka obserwowałam to co działo się w mediach. Stało się to trochę niezależnie ode mnie, bo trafiałam na różne artykuły przewijając swoją stronę główną fb.
Apogeum hejtu pokazali czytelnicy różnych portali po tym, gdy Ania pokazała swój brzuch miesiąc po porodzie. Płaski brzuch. Umięśniony. Idealny. Podobno tym samym dodała zwykłym matkom kompleksów. Postawiła wyżej poprzeczkę kobietom, które starają się wrócić do formy sprzed ciąży. Polki jej nienawidzą. Traktują na równi z celebrytkami po photoshopie na okładkach czasopism. Chcą realnych efektów, życia bez retuszu, mediów bez filtrów i bez programów fotograficznych do obróbki zdjęć, a kiedy otrzymują prawdziwą fotkę, zwykłe selfie w lustrze… oburzają się. Jak ona tak mogła? Taki cios w serca polskich matek…
Moje ciało po dwóch porodach nie jest idealne. Ba! Nie przypomina nawet tego sprzed ciąży, bo choć nigdy nie byłam aktywna fizycznie to ciało miałam całkiem niezłe. Jasne, że po urodzeniu bliźniaczek miałam kompleksy, bo dlaczego innym się udaje utrzymać formę, a ja tego nie potrafię? Zdaję sobie sprawę z tego, że wiele kobiet chciałoby wyglądać tak jak ja. Wiem, że jest ogromna grupa mam walczących z cellulitem, rozstępami, dodatkowymi kilogramami, których ja nie mam. Ale spójrzcie na mnie, moje ciało nie jest perfekcyjne, a jestem nie miesiąc, a siedem lat po naturalnym porodzie i trzy lata po cesarce. Mimo to, Lewandowska nie jest w stanie wpędzić mnie ponownie w kompleksy.
fot. Kamperki
Nie czuję się gorsza, brzydsza ani oszukana. Wiesz dlaczego? Bo jestem zdrowo myślącą kobietą. Między mną, a Anią jest przepaść. Być może między Tobą, a nią również.
Bo jej ciało było przez wiele lat przygotowane do tej ciąży. Wysportowana, aktywna fizycznie, dbająca o dietę i zdrowy tryb życia. Trenerka motywująca wiele kobiet do ćwiczeń. Nieustannie pracująca nad swoim ciałem i nastawieniem do życia. Wiesz jaka jest różnica między nami? Ja uwielbiam leżeć na kanapie, a wysiłkiem fizycznym nazywam przemierzanie alejek w centrum handlowym. W ciąży kochałam czekoladę, a nutellę mogłabym jeść łyżkami. Nie znoszę się przemęczać. Nie lubię być spocona. Nie odmawiam sobie jedzenia słodyczy ani fast foodów, kiedy mam na to ochotę. Dlaczego miałabym oczekiwać zajebistego, idealnego ciała?
Jasne, jestem szczupła. Ale myślę, że po prostu miałam niezłego farta i zwyczajnie dobre geny. Waga spadła do tej sprzed ciąży bez wysiłku (chyba że można zaliczyć moje ćwiczenia, do których zabierałam się trzykrotnie, a nigdy dłużej niż tydzień). Rozciągnięta skóra po ciążowym, gigantycznym brzuchu nie wchłonie się sama i jestem tego absolutnie świadoma. Dlatego mam dwa wyjścia: przestać się nad sobą użalać i wziąć się do ciężkiej pracy albo zaakceptować fakt, że nigdy nie dorosnę Ani Lewandowskiej do pięt. Póki co, wygodniej mi się żyje z tą drugą opcją.
Korzystam z zabiegów w Salonie Q10 Spa w Opolu, żeby poprawić jakość swojego ciała, ale bez ćwiczeń i odpowiedniej diety nie będę wyglądała jak top modelka. Finito.
Patrząc na zdjęcie Ani… nie zazdroszczę jej. Zapracowała na to. Ogromnie ją podziwiam. Udowodniła, że dbanie o formę przed ciążą, w trakcie i po porodzie przynosi znakomite efekty. Brawo!
Uważam, że Ania żadnej poprzeczki nie podniosła. Jeśli dodała Ci kompleksów to tylko Ty jesteś temu winna. Każda kobieta związana ze sportem ma większe szanse na to, by mieć idealny brzuch miesiąc po porodzie.
Hejt na Lewandowskich będzie zawsze. Gdyby pokazała brzuch taki jak mój też by ją linczowali. Próbowaliby przekonywać, że jej ćwiczenia i dieta nie dają rezultatów. Już widzę te nagłówki: „Lewandowska z pomarszczonym brzuchem!”, „Tylko u nas, dlaczego treningi Lewandowskiej nie przynoszą efektów, 20 zdjęć!” albo „Ciąża zdeformowała idealne ciało Lewandowskiej”. Czytelnicy mieliby ubaw, zmieszaliby ją z błotem. Jak to? Trenerka fitness i takie ciało?
Tylko czekać, aż Chodakowska zajdzie w ciążę. Oj będzie się działo…