Matki od wieków szukają sposobów na to, by sobie ułatwić życie. Pralki, zmywarki, piekarniki, odkurzacze… Produktów na naszym rynku jest coraz więcej. Kupujemy, używamy, żyje nam się dzięki temu zdecydowanie lżej.
Ale jest na świecie taka nieperfekcyjna mama, która buduje dom. Szukając oszczędności, które pozwolą na szybkie wprowadzenie się, wyznacza sobie priorytety. Musi być kuchnia, pokoje dziecięce i łazienka. Z tym, że łazienka na piętrze, bo tam będzie wanna. I wydawałoby się, że to najlepsze i najwygodniejsze rozwiązanie kiedy w domu mieszkają małe dzieci. Do momentu zamieszkania…
Kiedy całe codzienne życie toczy się na parterze, a brakuje tam łazienki to jest to idealny strzał w stopę dla matki. Jestem absolutnie pewna, że pobiłam wszelkie rekordy świata w bieganiu z nocnikiem po schodach. Dwadzieścia razy dziennie? Przez prawie dwa lata!
Kiedy w końcu zdecydowaliśmy, że na parterze musi powstać łazienka, żeby zapobiec nadmiernym mięśniom na moich łydkach, wiedziałam już, że wynagrodzę sobie te wszystkie wysiłki. To ja miałam największy wpływ na jej wygląd, wybór płytek, armatury sanitarnej, dodatków i wszystkich błyskotek. Od „A” do „Z” moja łazienka. A że bardzo lubię czuć się komfortowo, wyjątkowo i elegancko (tak, jestem typem, który nie da się zaprosić pod namiot) pierwszą decyzją jaka zapadła były płytki TUBĄDZIN. Spędziłam wiele długich chwil na przeglądaniu asortymentu, a moje serce skradła paryska kolekcja zaprojektowana przez Macieja Zienia, bo to właśnie te płytki pozwalają czuć się we wnętrzu jak w paryskiej rezydencji.
Do pracy zagoniłam męża (ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że on bardzo to lubi) i zaprzyjaźnioną firmę ARteam. Chłopcy stanęli na wysokości zadania.
Zauważcie jaki klimat może zapanować w łazience za sprawą płytek. Niesamowite!
Kiedy wnętrze nabrało odpowiedniego charakteru zaczęłam rozglądać się za armaturą sanitarną. Wiedziałam od początku, że wybór padnie na ROCA, bo produkty tej firmy mamy już w łazience na piętrze. Do całości nie pasowała mi umywalka wisząca. Nie chciałam standardowego modelu z półką na dole. Do paryskiego stylu idealnie pasuje mi umywalka z serii America „na nodze”, czyli z postumentem. Paryż pełną gębą!
Wybór toalety też nie był taki oczywisty. Nie mamy bidetu na górze, a tu mi nie pasował, więc… skusiliśmy się na deskę Multiclean z ROCA, która spełnia taką właśnie funkcję. Poza tym, ma wiele innych dodatkowych „atrakcji” takich jak: podgrzewana deska, światło, czy suszenie po myciu 🙂 To produkt, który zdecydowanie cieszy się jednym z największych zainteresowań naszych gości.
Prysznic. Koniecznie duży. Tyle miałam wymagań.
Wybieranie dodatków to już była wisienka na torcie. Lustro ze złotą ramą to mój hit (może nauczę się w końcu robić dobre selfie na instagram 😉 )
Obowiązkowo musiały się pojawić produkty home&you. To jeden z nielicznych sklepów z dodatkami do domu, w którym mogę spędzać długie godziny. Przebierać, oglądać, wybierać, planować…
Philips Hue, który zagościł w pokoju Martynki (TUTAJ), okazał się nieocenionym i genialnym sposobem na ożywienie wnętrza, w którym nie ma okna. W momencie, gdy zamontowaliśmy paski ledowe HUE w łazience, otrzymałam upragniony efekt WOW. Co więcej, wybierając w aplikacji spośród szesnastu milionów różnych odcieni, ten efekt za każdym razem może być inny. Do tego pomieszczenia wystarczyły zaledwie dwa paski (można je skracać i wydłużać), a światło otrzymujemy zarówno funkcjonalne, jak i dekoracyjne, którym można sterować z dowolnego miejsca, także poza domem. Dzięki aplikacji jest również możliwość ustawienia automatycznej obsługi ( rankiem inny odcień, wieczorem jaśniejszy lub bardziej romantyczny, a wszystko włączane na określoną godzinę). Oboje z mężem mamy tę aplikację i każdy z nas lubi coś innego.
Serio, mam takie poczucie, że zrobiłam kolejną rzecz dla siebie. No dobra, z męską pomocą, ale jednak dla siebie. Uwielbiam swoją nową łazienkę. Jej styl, jej efekt, jej charakter. Może kiedyś w końcu zwiedzę nawet Paryż? Jak mi mięśnie zejdą z łydek…