Dziecko kosztuje. Nie oszukujmy się. Zanim się wyprowadzi albo chociaż zacznie zarabiać, mija wiele lat, a my w tym czasie wydajemy na nie fortunę. Licząc, że w wielu rodzinach dzieci jest kilkoro, wydatki są przeogromne.
A zaczyna się już w ciąży. Wiele z nas korzysta z usług prywatnego lekarza, do tego doliczmy leki, suplementy, jedzenie za dwoje 😉 I ta nieszczęsna wyprawka, która już na starcie wymaga wydania większej sumy. Kasa, kasa, kasa. Od zawsze świat się kręci wokół niej.
Dlatego coraz więcej rodziców stawia jednak na odpowiedzialne wydawanie pieniędzy. Próbujemy zaoszczędzić, ale niestety robimy to nieumiejętnie. Nagle okazuje się, że coś co miało przynieść oszczędności przynosi odwrotny skutek i wydajemy podwójnie.
- kupujemy używane wózki – niestety często (nie zawsze! ale jednak) okazuje się, że taki sprzęt szybciej się psuje. Trzeba dokupić koła, ewentualnie inne elementy. Jeśli nowy wózek standardowo jest z tych droższych to same elementy również tanie nie będą. Co wtedy robimy? Wydajemy na nowy tańszy sprzęt, który bardziej się opłaca w takiej sytuacji. Docelowo płacimy dwa razy.
- Ciuchy – oj, zwłaszcza przy pierwszym dziecku chcemy, żeby nasz maluszek prezentował się jak gwiazda. W sklepie zerkamy na metkę i w najlepszym wypadku mamy stan przedzawałowy. Nieważne, że materiału jest mniej. Ceny często są równe z ciuchami dla dorosłych. Już przeliczamy w głowie, że z nowej kiecki nici. Macierzyństwo… Decydujemy więc, że kupimy mniej (ceńmy minimalizm), ale za to takich ekstra! Bardzo szybko okazuje się, że ciuchów zaczyna brakować. Plam nie da się sprać. Dziecko rośnie jak pączek na drożdżach i trzeba znów wybrać się na zakupy. Drugi raz nie popełnimy błędu, wybieramy tańszy sklep lub po prostu ciucholand.
- Pieluchy – niestety te najtańsze często są zwyczajnie beznadzieje. Pochłaniają mniej wilgoci, przez co odparza się pupa dziecka i dodatkowo trzeba wydać jeszcze na specjalistyczne, lecznicze maści. Jasne, chciałyśmy dobrze. A o wiele bardziej opłaca się wziąć lepszy (niekoniecznie najdroższy) produkt i oszczędzić… maluszka.
- Zakupy, wtedy gdy trzeba – zbliżają się święta, urodziny, dzień dziecka. Co robimy? Biegniemy po prezent. Chcemy szybko i tanio, a okazuje się, że nie wiadomo co wybrać. W dodatku ceny jak z kosmosu. A przecież bardzo często widać w sklepach wyprzedaże i rzeczywiście koszt tej samej zabawki może być o połowę mniejszy.
- Zabawki – „Kupmy mu jedną, ale za to lepszą, z wyższej półki!”. Wiecie jak to się kończy? Wydajemy fortunę za nazwę marki, a dziecko po godzinie rzuca zabawkę w kąt. Jakkolwiek fajna by nie była, dziecku zawsze się znudzi. A można w tej samej cenie dozować przyjemności dziecku kupując więcej, a taniej (tu zaznaczam! Zawsze kupujemy zabawki z atestami!). Jeśli więc chodzi o oszczędności, to kupując jedną, drogą, oszczędzamy tylko miejsce w mieszkaniu.
- Kosmetyki – mylnie wychodzimy z założenia, że wszystkie tańsze kosmetyki niczym się nie różnią od pozostałych. I choć możemy porównywać ceny, skład i milion innych zmiennych to jedno trzeba przyznać, dobry kosmetyk to wydajny kosmetyk. Załóżmy, że kupujemy najtańszy produkt na naszym rynku. Wiesz, ile trzeba kupić opakowań, żeby starczyło na przykład na miesiąc? Zrobiłam kiedyś eksperyment. Kupiłam droższy płyn. Jedno opakowanie wystarczyło na dwa miesiące. W tym czasie musiałabym kupić ze cztery kosmetyki z niższej półki. I przy okazji wydać więcej…
- dania w słoiczkach – jeśli chcemy zaoszczędzić sobie nerwów i czasu, to jak najbardziej są świetną alternatywą. Jeśli myślimy o pieniądzach, to łatwiej i taniej kupić kilogram marchewek i ziemniaki. Proste.
- Gadżety – trzeba przyznać, że reklamy często robią nam wodę z mózgu. Nagle okazuje się, że grający nocnik jest niezbędny, żeby dziecko nauczyło się samodzielnego siusiania. Bzdura, moje dzieci nie chciały sikać jak grało! Droższy rower będzie służył na lata? To zużywający się sprzęt. Bez względu na to ile kosztuje, na pewno ulegnie otarciom, stłuczeniom i zadrapaniu. Gorzej, może się nawet zepsuć albo zwyczajnie dziecko z niego wyrośnie po roku.
- Witaminy, probiotyki, suplementy diety – Chcemy, żeby nasze dzieci były zdrowe, więc… kupujemy im witaminki. Najlepiej takie przypominające słodycze (pytanie: czy rzeczywiście tylko przypominają skoro więcej w nich cukru niż witamin). Jesteśmy przekonane, że robimy dobrze i nagle dziwimy się kiedy maluch z choroby wpada w kolejną. A prawdą jest, że ten cukier nafaszerowany jest witaminami… które organizm wchłania w minimalnych ilościach. Zdecydowanie za małych ilościach. Chciałyśmy zaoszczędzić, latamy po aptekach kupując leki.
- Buty – no, buty to buty. Przecież dziecko szybko wyrośnie, więc nie ma co szaleć. Zgadza się, pod warunkiem, że nie są to obuwie… które rozpadają się po dwóch spacerach…
Jak to mówią: nie wszystkich stać na kupowanie tanich rzeczy. Bo dobrze, mądrze i odpowiedzialnie nie zawsze oznacza najtaniej!