Wybrałam się z dziewczynkami na plac zabaw. To takie małe święto u nas, bo zazwyczaj nie korzystamy z takich miejsc. Mamy duży ogród, na tarasie wszystkie zabawki, zjeżdżalnię, huśtawki itd. Zwyczajnie wygodniej jest mi wypuścić je z domu mając je na oku z własnej kuchni.
Takie wyjścia to u nas wyprawa. Nawet na zwykły spacer, bo dzieci chcą wtedy zabrać ze sobą pół domu. Naprawdę. Każda ściska pod pachą pluszaka, w ręce trzyma lalkę, w wózku pcha kolejną. Gdyby mogły to ciągnęłyby za sobą jeszcze z tysiąc innych zabawek na sznurku. I nie można im przetłumaczyć, żeby wybrały sobie jedną, ewentualnie dwie rzeczy.
Brakuje nam jeszcze piaskownicy, więc kiedy dotarłyśmy na miejsce dzieci rzuciły się do piasku. Oczywiście, zapominając o całym bagażu, który ze sobą przytargały. Śmiechom i piskom nie było końca.
W tym momencie do jednego z wózków podbiegł chłopiec. Na oko trzylatek, więc w wieku moich córek. Złapał za obręcz i zaczął pchać przed siebie. Dziewczynki spojrzały w jego kierunku, ale delikatnie rzecz ujmując olały to. Póki można robić babki z piasku nic się nie liczy. Nie minęła jednak minuta, gdy do chłopca zdecydowanym krokiem podeszła jego mama.
„Zostaw to, to dziewczynek!” – fuknęła stanowczo.
„Spokojnie, niech się bawi” – odpowiedziałam. „Dziewczynki teraz i tak są zajęte zabawą w piaskownicy.”
„Tak, tak. Ale to zabawka DLA dziewczynek.” – padła odpowiedź.
Dopiero teraz zrozumiałam o co jej chodziło. Zbaraniałam. Tym bardziej, że kilka dni temu moje córki obchodziły swoje trzecie urodziny i dostały od nas tor wyścigowy z kompletem samochodzików, bo właśnie taki sobie wymarzyły. Zazwyczaj nie zgłębiam tematu z mamami, które spotykam na takich placach zabaw. Po pierwsze dlatego, że bywam tam bardzo rzadko. Po drugie, bo wyjście z dwójką maluchów (czasem jeszcze ze starszą córką) jest dużym wyzwaniem i nie mam czasu na plotki. Uruchamiam wtedy swoje oczy dookoła głowy nie skupiając się na tym co dzieje się wokół. Po trzecie, często siedzę w piaskownicy z dziećmi. Tym razem jednak miałam ochotę pociągnąć temat.
„Uważa pani, że chłopiec nie powinien bawić się wózkiem?” – zapytałam.
„Chłopcy mają samochody, jakieś roboty, klocki. Pchanie wózka raczej nie jest męskie.”
Okej. Czyli pani chce wychować syna na twardziela.
„A kuchnie dla dzieci?” – od razu wpadło mi do głowy.
„Nieeee” – zaśmiała się. „To też dla dziewczynek.”
W tym momencie nie wytrzymałam: „Wie pani, że najlepszymi kucharzami na świecie są właśnie mężczyźni?”
Chętnie pogadałabym z nią dłużej, ale pani chyba poczuła się urażona i ciągnąc malca za rękę opuściła plac zabaw.
Długo potem jeszcze myślałam o zaistniałej sytuacji. Było mi trochę żal chłopca, bo ewidentnie zabawa wózkiem i laką sprawiała mu przyjemność. Dlaczego odmówić mu więc dobrej zabawy?
Żyjemy w czasach, które nawet nie śniły się naszym dziadkom, a niektórzy rodzice wciąż żyją według stereotypów, że niebieski jest dla chłopca, a różowy dla dziewczynki. A przecież kiedyś było zupełnie odwrotnie. Kiedyś przyjęło się, że kolor różowy jest dla chłopców, bo jest kolorem bardziej zdecydowanym i silniejszym. Niebieski, który jest delikatniejszy, pasował do dziewczynek.
Myślę, że śmiało można by dziś uznać, że podział kolorów na płeć nie powinna mieć w ogóle miejsca. Co więcej, kiedyś wszystkich małych chłopców ubierano w sukienki.
Zabawki również nie mają płci. Klocki dla chłopców, małych budowniczych? A dlaczego dziewczynki nie mogłyby rozwijać motoryki małej za pomocą klocków? Chłopcy również świetnie rozwijaliby się tworząc biżuterię z małych elementów. Płeć? Zabawki są dla dzieci.
Obserwuję moje córki bawiące się samochodami, klockami, zestawem małego majsterkowicza. Fantastycznie się przy tym rozwijają, a sama zabawa dostarcza im niesamowitej frajdy. Jasne, mają też lalki, wózki, kuchnię i wszystko co można podpiąć pod „dziewczęce”, ale wcale nie dlatego, że są przeznaczone dla dziewczynek, tylko dlatego, że są przeznaczone dla dzieci w ich wieku.
Chłopięca zabawa lalką nie zrobi z niego homoseksualisty. Dziewczynki zachwycające się torem wyścigowym nie staną się nagle „chłopczycami”. Dla dzieci nie istnieje „nie wypada”. Podział robimy sami. My, dorośli. Krzywdząc w ten sposób naturalny rozwój dzieci. Odbierając im po trochę frajdy i przyjemności. To tak, jakby zabronić kobietom pójścia na mecz piłki nożnej, a facetom ubrania różowej koszuli…
Zabawki mają cieszyć. Wszystkie dzieci.