Co dla ciebie oznacza określenie „zaniedbana kobieta”? Nie czytaj dalej. Pomyśl przez chwilę.
Wiem co wpadło ci do głowy. Pomyślałaś przede wszystkim o wyglądzie zewnętrznym. Tłustych włosach, odroście na pół głowy, niewypiłowanych paznokciach, zniszczonych dłoniach. O kobiecie, która nie przywiązuje zbyt dużej uwagi do ubrań. Jest jej wszystko jedno czy po raz piąty czy szesnasty w tym miesiącu wychodzi z domu w tej samej, spranej już bluzce. Brwi zarastają jej oczy a makijażu nie robiła od miesięcy. Zaniedbanie kojarzy się też z dużą otyłością, próchnicą i nieprzyjemnym zapachem. Z kimś kto dawno przestał o sobie myśleć jak o kobiecie…
Czy rzeczywiście tak jest? Nie mnie oceniać kto co lubi i jaki jest powód takiego wyglądu u kobiet, ale z całą odpowiedzialnością musisz przyznać mi rację, że zaniedbana kobieta:
-
to ta, która nie myśli o sobie już wcale. Można stawiać na piedestale dobro dziecka. Można uznać za priorytet dobro rodziny. Ale całkowite zapominanie o sobie jest zaniedbaniem w największym tego słowa znaczeniu.
-
To kobieta, która nie ma nic poza obowiązkami domowymi. Żadnych przyjemności, nawet tych krótkich, króciutkich momentów, w których może robić coś, co sprawia jej przyjemność i nie jest związane stricte z domem.
-
To ta, która nie chce się rozwijać. Nie czuje potrzeby stawiania sobie życiowych celów ani nie marzy o tym, by je zdobywać.
-
To ta, która ma wyrzuty sumienia, kiedy tylko jej myśli odbiegną od rodziny i obowiązków. Która w myślach karze się za to, że marzyła o samotnym wyjściu albo grzeszy marząc o świętym spokoju.
-
To kobieta, która boi się mówić o swoich potrzebach. Ta, która nigdy nie odważyła się poprosić o coś tylko dla siebie. I wreszcie ta, która nigdy tego nie zrobi, bo uważa, że wraz z porodem skończyło się jej własne „ja”. Że wraz z narodzinami potomka umarły jej potrzeby.
-
To również ta, która nie wyraża jasno swoich emocji. Z lęku przed niezrozumieniem, z obawy przed odrzuceniem lub z poczucia, że dobra mina do złej gry zawsze wypada lepiej w świetle dziennym niż emocjonowanie się drobnostkami.
Kiedy sama wyszłam z pułapki jaką nieświadomie na siebie zastawiłam zauważyłam, że tych zaniedbanych emocjonalnie, uczuciowo i życiowo kobiet jest znacznie więcej niż tych z popękanymi piętami i niewydepilowanymi nogami. Że tych nieszczęśliwych, zamkniętych w sobie mam jest wiele wokół mnie. Uznały, że macierzyństwo jest swego rodzaju końcem. Końcem kobiecości, bo przecież po ciąży tu i tam zostało. A tymczasem okazuje się, że najwięcej zostało w głowie. I gdyby tylko zmienić trochę tok myślenia, ukierunkować go na własną osobę i zacząć snuć osobiste plany to nagle może okazać się, że te niechciane kilogramy wcale nie stanowią tak dużego problemu. A największym ciężarem są kajdanki, które zafundowały sobie na rękach.
Kiedy stawiasz sobie kolejne cele, kiedy realizujesz się jako człowiek, niekoniecznie tylko jako mama, kiedy potrafisz zawalczyć o swoje dobro i nie boisz się wyrażać uczuć, nagle znikają wszystkie kompleksy. Zaczynasz częściej się uśmiechać i z przyjemnością dbasz o swój wizerunek zewnętrzny.
To nigdy nie działa odwrotnie. Makijażem nie ukryjesz smutku. Peeling, pomalowanie paznokci, nowa fryzura – to wszystko poprawia nastrój na chwilę. Jakkolwiek kolokwialnie to zabrzmi… Szczęście jest w nas. Spełnienie jest w nas. KOBIECOŚĆ jest w nas.
Cała reszta to tylko miły dodatek.