Jestem mamą 24 godziny na dobę. Dosłownie. Pracuję w domu, gdy dzieci śpią, sprzątam gdy śpią i gotuję obiad, gdy idą na popołudniową drzemkę. Resztę czasu spędzam z dziećmi. Każdą chwilę. Zakupy robię przez internet, bo nie wyobrażam sobie wyjścia do sklepu z całą trójką, w dodatku przepychając się między regałami wózkiem bliźniaczym.
Mąż pracuje nocami, potem biegnie do urzędu gminy, popołudniami śpi, by wieczorem znów pojechać do pracy. Zbyt mało czasu spędzamy razem, całą piątką. Dlatego staramy się nadrabiać te braki w czasie weekendu.
Tym razem było inaczej. Któregoś dnia padłam na łopatki ze zmęczenia mówiąc, że jeśli w najbliższym czasie nie opuszczę tych czterech ścian to zwyczajnie zwariuję. Wystarczyło jedno zdanie męża : „zostanę w niedzielę z dziećmi a Ty wyjdź sobie na zakupy”, żebym prawie nie oszalała z radości. I co zrobiłam? Wykorzystałam ten wolny czas nie dla siebie, ale dla starszej córki. Poszłyśmy do kina a potem na duże lody. Pobyłyśmy we dwie. Bez szalonych zabaw, krzyków i marudzenia młodszych. To był strzał w dziesiątkę. Ja odpoczęłam, Martyna znów miała mamę tylko dla siebie.
Uwolniłam się ze swojego zamku. Nie żebym była uwięzioną Roszpunką, ale wściekłą smoczycą już bardziej. Tak bardzo cieszyłam się na te wspólne chwile, że nic więcej się nie liczyło. Wiedziałam, że czas mamy ograniczony, więc starałam się wykorzystać go w całości.
Tymczasem doznałam szoku widząc to, co działo się wokół nas. W kinie obok naszych miejsc siedział chłopiec. Mniej więcej w wieku Martyny. Przyszedł ze starszą siostrą. Znudzoną do granic możliwości. Przez cały seans pukała w telefon zaciekle z kimś rozmawiając. Mały próbował zagadywać, komentował film, pytał o coś. Bezskutecznie. W końcu się poddał. Smutny widok.
Trafiłyśmy w końcu na obiecane lody. Przy stoliku naprzeciwko siedziała mama z córką. Myślę, że dziewczynka nie miała więcej niż 7 lat. Też jadły lody. Ale mama przez cały czas zaglądała w komórkę. Raz pisała, raz dzwoniła. Nie zamieniły ze sobą nawet słowa.
Internet jest moim oknem na świat. Serio. Będąc z dziećmi 24 godziny na dobę, muszę czasem oderwać się od rzeczywistości. Nie przeciągam jednak struny. Nauczyłam się tego z czasem, bo niestety łatwo jest zatracić granicę. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli nie ograniczę swojego czasu w internecie do minimum, to mama będzie kojarzyła się dzieciom jedynie z telefonem w ręce.
Dziś wyłączyłam głos w komórce. Co więcej, wyłączyłam internet, żeby nie pikało, nie świeciło, nie wibrowało.
To był wspaniały dzień.