To miał być dobry dzień. Lepszy od poprzedniego, który kończyłaś zmęczona jak koń po westernie a kładąc się do łóżka marzyłaś, żeby zasnąć na co najmniej tydzień. To miał być dzień, w którym po raz kolejny obiecasz sobie, że od dziś zero nerwów, zero spięć, czysty luz. Tymczasem dzieci budzą się pół godziny przed budzikiem i to jest powód, dla którego po raz pierwszy trafia cię szlag. A jeszcze z łóżka nie wstałaś. Już wiesz, że lekko nie będzie a postanowienia bycia lepszym człowiekiem zostawiłaś pod kołdrą ścieląc łóżko. Nie dają się maluchy porządnie wybudzić. Idziesz w kierunku łazienki jak lunatyk, po drodze machając dzieciom, żeby dały ci minutę chociaż na siku. Przy śniadaniu tłuczesz ulubiony kubek a maluchy wybrzydzają, bo ser to był ulubiony przysmak wczoraj a dzisiaj już niekoniecznie. Odbierasz przesyłkę z rąk kuriera, za którą jeszcze musiałaś zapłacić a zamykając drzwi orientujesz się, że nadal jesteś w piżamie, na głowie stoi rozczochrany irokez a facet tak na ciebie patrzył, że albo wziął cię za wariatkę, albo po prostu było mu cię żal.
Nie nadążasz liczyć ile razy w ciągu dnia marzyłaś, żeby rozpaść się na kawałki. Myślałaś, że wyjście z dziećmi na spacer i zaczerpnięcie świeżego powietrza postawi cię na nogi, ale właśnie zaczęło lać jak z cebra. Świetnie. Teraz masz już pewność, że dzisiejszy dzień zakończysz tak samo jak wczorajszy. Koń po westernie to powinno być twoje drugie imię.
Im więcej miałam takich dni, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że wszystko zależy od tego momentu, w którym dzwoni budzik. Wszystko. Tu nie chodzi o to, co się akurat dzieje w twoim życiu. Tu chodzi o to jak ty to widzisz, jak doświadczasz i czy pozwolisz się temu kierować.
Wróćmy do początku. Dzieci budzą się pół godziny wcześniej niż zwykle. No i co z tego? Ciesz się, że nie godzinę. Witasz dzieci uśmiechem (nie umiesz, to zmuś się) i zasiadasz na łazienkowym tronie. Zbiłaś kubek? Rzecz nabyta, masz chyba gdzieś jakiś inny. Zamykając drzwi za kurierem śmiejesz się, że widział cię w piżamie. Dobrze, że spodnie założyłaś, bo w samych majtkach to musiałabyś dopiero zrobić niezłe show. Leje? Niech leje, posiedzicie w domu, coś wymyślisz, nie pada przecież pierwszy raz życiu.
We wszystkim co nas spotyka w ciągu dnia możesz znaleźć pozytywną stronę. Niestety trzeba się tego nauczyć. To nie przyjdzie ot tak, jak wiedza na temat tego jak użyć żelazka albo włączyć pralkę. Naciskasz guzik i pyk. Doszłam do tego etapu, że jestem w stanie z tym nastawieniem przeżyć większość dnia. Do wieczora jeszcze mi się nie udało, bo jednak w okolicach godzin popołudniowych szlag powoli zaczyna mnie trafiać, ale trening czyni mistrza. Próbuję każdą złą myśl przekształcić w dobrą. Jeden pozytywny mail potrafi poprawić mi humor na kilka godzin. Jak mnie puszcza, czytam go ponownie. Im bliżej wieczora, tym częściej powtarzam sobie w myślach “nie dam się wyprowadzić z równowagi” albo “to nie jest powód, żeby się tak wściekać”. Zamiast błogiego lenistwa na kanapie czeka mnie prasowanie? Ok, przy okazji obejrzę serial.
Nie chcę prawić morałów i mówić komuś jak ma żyć. Chcę podzielić się tym, co sama otrzymuję każdego dnia. Pozytywna myśl jest sto razy silniejsza od negatywnej. I zawsze do nas wraca. Amen.
Spróbuj sama i podaj dalej.