MOJA SZEŚCIOLATKA NIE PÓJDZIE DO SZKOŁY!

 

Kiedy wiedziałam już, że Martyna pójdzie do szkoły w wieku sześciu lat, byłam niezadowolona. Najpierw buntowałam się przeciw temu, bo wydawało mi się, że nie jest jeszcze na to gotowa. Z biegiem czasu zauważyłam, że mylę się w kwestii przygotowania teoretycznego. Natomiast w kwestii emocjonalnej, nadal uważam, że nie powinna jeszcze pójść do szkoły.

Jest rezolutną dziewczynką, bardzo mądrą i chętną do nauki. Z małego nieśmiałka „wyrosła” na przebojowego przedszkolaka. Niestety nie potrafi tak długo skupić się na jednej czynności, abym była pewna, że jej gotowość jest na poziomie wysokim. Wmawiano nam, że dzieci nadal będą uczyć się za pomocą zabawy. Tymczasem większość czasu i tak siedzą w ławkach. Dostają masę zadania domowego, z opowiadań koleżanek wiem, że padają ze zmęczenia o 18:00. I tak całkiem serio, mało obchodzi mnie to, że w innych krajach to norma. A niech sobie będzie nawet od razu po żłobku. Naprawdę. Nie przekonują mnie argumenty nauczycieli, pedagogów, psychologów (choć większość i tak jest tego samego zdania co ja). Gdyby musiała pójść w wieku sześciu lat, to rzeczywiście poszłaby. Nie odraczałabym jej sposobami, którymi odroczone były znajome dzieci. Ale jeśli będę mogła zdecydować, zostanie w przedszkolu. Nie skrzywdzę jej tym, jestem pewna.

Poza tym jeśli mam porównać Martynę sześcioletnią i Martynę siedmioletnią w pierwszej klasie, to jestem pewna, że siedmiolatka poradzi sobie o niebo lepiej. Rok życia na tym etapie rozwojowym to krok milowy. Sama przecież widzę jak się rozwija, zmienia. I sorry, nikt nie przekona mnie do zmiany zdania.

Nikt lepiej nie zna jej ode mnie. Żadne reguły, statystyki, słupki, wykresy. Nic. Ten mały człowiek pójdzie w świat edukacji jak wiele innych dzieci. Chcę, żeby był dobrze przygotowany. Emocjonalnie. Psychicznie. I teoretycznie. Jeśli tak ambitne dziecko, jak moja córka, zaliczy pierwszą porażkę, potem następną (nie zakładam, że tak będzie, choć teoretycznie przecież może) to prędzej czy później się zniechęci do dalszych działań. A nie ma nic gorszego jak płacząe dziecko przed wyjściem do szkoły.

Mnie kiedyś zabiła właśnie wygórowana ambicja. Po kolejnej porażce się poddałam. Było mi ciężko. I nie pozwolę, by moimi śladami poszła córka. Pracuję nad jej samooceną od samego początku, ale jeśli zdobędę na to jeszcze rok, to z niego skorzystam.