JESTEM STARA! TO KONIEC!

 

Pamiętam czasy, gdy planowałam swoją przyszłość. Miałam wtedy może 10 lat. Takie odległe było dla mnie myślenie o nauce w liceum. W mieście. Myślałam wtedy, że będę już taka duża, będę mogła samdzielnie jeździć autobusem. I na dyskotekę pójdę. A potem dostanę się na studia, może poznam jakiegoś fajnego chłopaka, który zostanie moim mężem. Wyjdę za mąż w wieku 25 lat i będę miała dziecko. I dalej już myślami nie siągałam. Bo po co? Dalej już nic nie ma. Jakie nudne musi być życie dorosłego, który ma dzieci. Poza tym to za 15 lat, nie warto teraz o tym myśleć.

Tak było. Takie miałam wyobrażenia o dorosłym życiu.

Dziś mam 31 lat, męża i troje dzieci. Świat się skończył. Kiedy dziś myślę o tej dziesięcioletniej dziewczynce, którą byłam, uśmiecham się. Miała trochę racji. Ale tylko trochę. Bo dziś zaczynam czuć przemijający czas. Kiedy patrzę na swoje dzieci, takie małe przecież jeszcze, a zarazem takie duże w porównaniu z dniem, kiedy przyszły na świat. Mam 31 lat i pierwsze zmarszczki. Pocieszam się, ze mimiczne, bo często się śmieję. Wklepuję więc wieczorem w twarz krem przeciwzmarszczkowy 30+. Tak na zapas, bo przecież jeszcze nie muszę. Na ulicy mija mnie gimnazjalistka i mówi „dzień dobry”. Nie „cześć” tylko „dzień dobry”. Jak do staruchy. W głębi duszy myślę sobie, że to tylko nowa sąsiadka. Chce być miła. Wcale nie chodzi jej o to, że staro wyglądam. A potem puszczają w tv „Coco Jambo”. Śmieję się w głos i mówię córce, że kiedyś mamusia i tatuś tańczyli przy tym na dyskotekach. Ledwo wypowiadam zdanie i przypominam sobie swoją mamę, która dokładnie tak samo mówiła do mnie, gdy nagle usłyszała piosenkę ze swojej młodości. Czyli to już. Jestem tą mamą, która opowiada dziecku o swoich czasach, zupełnie nie zrozumiałych dla małej dziewczynki. Czyli to już jestem tą nudną rodzicielką, która wspomina czasy niemal prehistoryczne. To się dzieje. Starzeję się.