Rozdrażnienie, przemęczenie, brak motywacji, spadek ambicji, szara rzeczwistość… to wszystko prędzej czy później cię dopadnie matko! Może już po miesiącu, może po dziecięciu a może po dwóch latach. Ale dopadnie Cię, bądź pewna.
Ostatnio spadek formy to było moje drugie imię. Potem przyszła jesień, najbardziej znienawidzona pora roku przeze mnie (TUTAJ). Mieszanka wybuchowa jak się patrzy. Wstawałam rano i już chciało mi się ryczeć a im bardziej w głąb tym było gorzej… Wieczorami wyglądałam jak wrak człowieka. Brak pomocy ze strony wciąż zapracowanego męża dołował. Doszła choroba dzieci, no nic tylko skakać z okna.
A potem postanowiłam wstać, otrzepać się z resztek poczucia niespełnienia i działać. Działać kurna! Plan nr jeden : wyspać się! A to w moim przypadku oznacza szybciej kłaść się do łóżka wieczorem. Nr dwa: zdrowiej jeść! To co ostatnio sobie serwowałam naprawdę musiało mieć jakiś wpływ na moje samopoczucie (wiem, wiem nawet to udowodniono). Nr trzy: olać wszystko to, co do tej pory mnie denerwowało albo sprawiało mi przykrość. Zdałam sobie sprawę z tego, że to jak wygląda nasz dzień, nasz miesiąc, a w rezultacie nasze życie, zależy od tego co siedzi w naszych głowach. Wstaję rano z nastawieniem na dobry dzień, nie przejmuję się drobiazgami, nie “trwam” a działam! Musiało minąć trochę czasu, żebym mogła zrozumieć, że to do czego w życiu dochodzimy zależy wyłącznie od nas samych… Tylko do siebie możemy mieć pretensje za brak motywacji, za spadek ambicji, za to, że nie potrafimy po prostu się uśmiechnąć. Nikt nie powinien mieć wpływu na to co czujemy! Bo to MY czujemy. To nasze życie. Czy kolejny dzień spiszemy na straty, czy położymy się wieczorem z poczuciem spełnienia zależy od nas! Niby takie proste a jednak jak szybko można zapomnieć, że paniami własnego losu jesteśmy my…
Kiedy to sobie uświadomisz, droga mamo, łatwiej będzie ci przyjąć porażkę a każdy sukces będzie smakował podwójnie, gwarantuję!