Jest takie jedno pomieszczenie w całym naszym domu, do którego powinnam mieć zakaz wstępu. I nie jest to garaż, w którym rządy prowadzi pan mąż ani zagroda dla kaczek, w której rządzą… kaczki. To kuchnia! Właśnie tak. Miejsce, do którego absolutnie się nie nadaję. Gdyby urządzono konkurs na największe antytalencie kulinarne na świecie, wygrałabym go. Wyprzedziłabym w punktacji całą konkurencję o jakiś milion punktów. Ani nie lubię, ani nie umiem gotować. A takie ładne książki kulinarskie sobie kupiłam… Takie proste przepisy. Dla bardzo bardzo początkujących. I kurzą się. Nie żebym wodę przypalała, ale sos już tak. Pieczeń też. Za nic w świecie moje dania nie wyglądają jak te z obrazków.
Przeglądam blogi parentingowe. Na wielu z nich kulinaria… Śliczna, świeża mama (w pełnym makijażu!) miesza z gracją ciasto na naleśniki. Uśmiecha się przy tym skromnie, wypicowane dziecko siedzi obok z niewinną minką czekając na obiad. Wszystko takie białe, takie cacy. Wiecie jak to wygląda u mnie? Połowę ciasta wycieram z podłogi bo tak naparzam mieszając, że rozlewam. Tu kipi, tam się pali. Dzieci wrzeszczą, bo nie poświęcam im uwagi. Makijaż? Jak zdążę rano pomalować choćby rzęsy to cieszę się, że chociaż człowieka przypominam. I gdybym miała robić jeszcze przy tym fotki na bloga to wyszedłby cyrk na kółkach.
Największym hitem są zdjęcia „po”. Mama nadal świeża, nadal umalowana siedzi przy stole z rodziną. Piękne, profesjonalne zdjęcie naleśników z owocami. Ślina kapie mi na klawiaturę. I płaczę w myślach ze śmiechu wyobrażając sobie fotkę swoich naleśników „po”. Tarzam się ze śmiechu wyobrażając sobie nas „po”. Mój tusz spływający z gorąca po policzkach, upocone włosy, poplamioną bluzkę (bo przecież coś takiego jak fartuch kuchenny nie istnieje!).
Podobno nie jest źle, jeśli rodzina nie narzeka. No cóż, nie narzekają, ale może dlatego, że z całej naszej piątki dwoje jeszcze nie mówi… A reszta woli milczeć.
I te moje książki kucharskie takie zakurzone… Aż żal. Po raz kolejny postanawiam, że od przyszłego miesiąca zacznę z nich korzystać. Nawet fotkę sobie zrobię, a co! Na pamiątkę…