NIEKTÓRYCH KOBIET NIE JEST MI ŻAL

Wiem, że pod tym wpisem znajdę komentarze, w których większość z Was napisze : “na szczęście mam fajnego, normalnego męża”. Świadomość na temat prowadzenia domu i uczestniczenia w życiu i wychowywaniu dzieci naszych mężczyzn rośnie. To bardzo dobre wieści. Niestety wciąż są domy, w których kobieta zarzyna się w imię rodziny i jej dobra… i robi to na własne życzenie.


Grupa dla mam, jeden z wpisów młodej kobiety, która pisze, że ma dość. Zbyt wiele obowiązków, pracy i wysiłku, które ją wykańczają. Nie potrafi się już cieszyć zabawą z dziećmi, a jedyne o czym marzy to dotrwać do wieczora. Komentarze… Myślisz, że ktoś próbował ją jakoś pocieszyć, dodać skrzydeł, poradzić coś mądrego? Może ze trzy osoby. Cała reszta to coś w stylu: “kobietom się w dupach poprzewracało”, “nasze babcie zapierniczały na polu, tam rodziły dzieci i wracały do pracy. Nikt nie narzekał.”, “mój mąż pracuje, więc moim obowiązkiem jest zadbać o dom i podać mu obiad”, “feministki pfff, nie wyobrażam sobie swojego męża sprzątającego kuchnię po mnie”.


Usiadłam i ręce mi opadły. Czy jestem gorszą żoną, bo nie sprzątam po swoim mężu? Jeśli potrafi przynieść sobie piwko, otworzyć je i wypić to chyba potrafi też po sobie wynieść butelkę? Jeśli wychodzi z wanny i bierze ręcznik to podejrzewam, że swoimi dwiema, zdrowymi rękami potrafi go odwiesić, nie rzucając na podłogę? A jeśli korzysta z toalety to czym nienormalnym jest to, że również ją umyje?


Jeśli ja ogarniam dom to czy jego męskość ucierpi, gdy weźmie odkurzacz i go użyje? A może nagle znikną mu jądra, gdy zrobi kolację dzieciom i położy je do snu?


Potem taka mama czuje, że wciąż coś robi, a nic nie jest zrobione. Wiesz dlaczego? Bo robi to sama! Nie zdąży ogarnąć jednej rzeczy, a kolejne czekają w kolejce. Zanim skończy wszystko, musi zaczynać od nowa. I tak od świtu do zmierzchu, dzień po dniu. Bo przecież pan pracuje, pan wymaga, a ona nie ma prawa narzekać tylko dlatego, że jej babcia kopała ziemniaki w polu. Moja też pracowała fizycznie, a zawsze powtarzała: “chłop zdrowy? To w domu porobić może.” Korzysta z tych samych rzeczy, użytkuje je w ten sam sposób, ogarnąć już nie może?


Tu nie trzeba “wychowywać sobie męża”. Nie oszukujmy się, facetom jest tak po prostu wygodniej, a to kobiety, zgadzając się na takie traktowanie wychowują sobie szefa.


Nie przesadzałabym jednak w drugą stronę. Nie o to chodzi, by kobieta leżała na kanapie i czekała, aż facet wróci i śmieci wyniesie albo okna umyje, bo takie czasy. Wystarczy znaleźć złoty środek. Ty pracujesz, ja zajmuję się dziećmi. Ty sprzątasz łazienkę, ja kuchnię. A jak oboje pracujemy na etacie to już nie widzę innego wyjścia niż współpraca w domu.


Że się nie da? Że facet, twardy byk, ścierki nie dotknie? To niech nie kupuje mięsa w sklepie, tylko idzie na polowanie. Tak jak kiedyś. Po co zmieniać coś, co było dobre?


Niektóre kobiety po prostu boją się nowości, nowych czasów, nowej mody. Facet ma nosić spodnie, a kobieta stać przy garach. Koniec kropka. Takim kobietom nie dziwię się, że bywają przemęczone, wściekłe i niechętne do zabawy z dziećmi. I tak naprawdę im nie współczuję, bo same sobie taki los zgotowały.