NIE JESTEM NIEWOLNICĄ!

 

Czy macierzyństwo musi oznaczać poświęcenie? Oczywiście może. Chyba, że jesteś tym samym typem, co ja i cenisz sobie wygodne, lajtowe i przyjemnie życie. Osoby, które wiedząc, że mam troje dzieci popukały się teraz w czoło, proszę się odpukać. Ja naprawdę robię wszystko, żeby żyło mi się fajnie, żeby się nie przepracować i mieć czas na przyjemności.

Fakt, wiele rzeczy robię z dużym opóźnieniem. Pranie czasem musi swoje odleżeć zanim zabiorę się za jego ogarnianie, ale wychodzę z założenia, że nikt jeszcze nie umarł od tego, że w domu leżała sterta ciuchów. Odkładam ją w bezpieczne miejsce i nie stanowi zagrożenia dla moich dzieci. Poza tym, uważam, że skoro mamy jedno życie to nie należy się poświęcać dla żadnej idei, nawet ukochanych brzdąców, bo te i tak wyfruną kiedyś z gniazda. Poświęcam im mnóstwo czasu i uwagi, ale samej siebie poświęcić nie zamierzam, bo okazuje się, że nie trzeba być niewolnicą, żeby być najlepszą mamą ever dla swoich dzieci.

Jeśli trafiłaś na mój blog, a z zamiłowania jesteś hejterką to śmiało, wyżyj się. Pod warunkiem, że będziesz trzymała się tego co w tekście. Po mnie to spłynie, a Tobie ulży i być może oszczędzisz jakąś mamę w internecie, którą twój komentarz może zaboleć. To co, lecimy?

W czym objawia się moje zamiłowanie do wygody i egoizmu?

  • Jako idealna i kochająca mama, powinnam rzucić wszystko i zająć się dzieckiem. Wszak macierzyństwo moje było z wyboru i wiedziałam na co się piszę. A tu dupa. Urodziłam dziecko i założyłam własną działalność gospodarczą. Pomiędzy karmieniami zamiast siedzieć i patrzeć czule na swoje maleństwo, ja pakowałam kolejną paczkę do wysyłki a na córkę zerkałam tylko kątem oka. Pieniądze wygrały.
  • Podobno istnieją matki, które własnymi piersiami mogłyby wykarmić pół wsi, ja swoimi nie potrafiłam jednego małego człowieka. Po trzech miesiącach walki, szukania pomocy i wsparcia poddałam się. Miałam dość ciągłej frustracji, obwiniania się, siedzenia z wywalonym cycem przez 12 godzin, płaczu małej i zastanawiania się ile jeszcze wytrzymam. Moje zdrowie psychiczne wygrało. Kiedy na świat przyszły bliźniaczki byłam jeszcze bardziej egoistyczna. Karmiłam je zaledwie miesiąc.
  • Nienawidzę spacerów z dziećmi. Nawet nie dlatego, że są niesforne i trzeba je pilnować, wręcz przeciwnie, zawsze idą obok mnie. Zwyczajnie ich nie lubię. A jak czegoś nie lubię, to tego nie robię. Tyle. Ze starszą córką musiałam, bo nie miałam innego wyjścia, a dziecko potrzebuje świeżego powietrza, ale odkąd mieszkam w swoim domu, otwieram taras i wywalam dzieciaki na ogród. Wygoda wygrała.
  • Żywiłam swoje dzieci słoiczkami. Ups. Nienawidzę gotowania, poza tym te wszystkie papki robione przeze mnie nie smakowały moim dzieciom. Po co męczyć dzieci i siebie?
  • Kiedy tylko mogę wychodzę z domu. Sama. Nie przeznaczam wolnego czasu na stanie przy desce do prasowania ani nie szoruje podłogi szczoteczką do zębów. Idę się wyluzować. Nie mam wyrzutów, że dzieci zostają z tatą. Przecież tak samo jak ja, jest ich rodzicem.
  • Nie wstydzę się prosić o pomoc. Mogę liczyć na moją mamę i siostrę i korzystam z tego. Oczywiście, nie robię tego nagminnie, bo nie jestem aż tak zdesperowana, ale kiedy wymaga ode mnie tego sytuacja od razu sięgam po telefon.
  • Nie zmuszam się do czynności, których nie lubię. Otwarcie mówię dzieciom, że w żaden sklep się nie pobawimy i wybieramy inną zabawę. Po co dokładać sobie nieprzyjemności?
  • Żadna z córek nie spała z nami w łóżku. Gorzej, mój mąż pracuje w nocy, a ja mam całe łóżko dla siebie. Pomieściłabym nawet całą trójkę. A nie robiłam tego. Wiem, jaki jest trend. Rodzicielstwo bliskości. Pierś, wspólne łóżko itd. Nie potrafiłam. Nie potrzebowałam. Moje dzieci się nie domagały, bo po każdym karmieniu zapadały w taki sen, że łóżeczko było ok. W ciągu dnia otrzymują tak ogromną dawkę przytulania, zabawiania i radości, że w nocy zwyczajnie zamierzałam się wyspać. Wyjątki stanowią noce, gdy któreś choruje. Wtedy wolę mieć je przy sobie.
  • Żeby dospać zdarza się, że wstaję z łóżka jak lunatyk, wrzucam dzieciom do łóżeczek książki i drzemię jeszcze 15 minut.
  • Cały wolny czas, energię i przyjemność wykorzystuję na blogowanie. Na swoją przyjemność.

Czy jestem przez to gorszą mamą? Mam to gdzieś, nie staję w wyścigu o miano Super Mamy. I tak nią jestem. Z butelką w ręce, swoją pasją, łóżkiem dla siebie i zabawami, które sama lubię. Moje dzieci to potwierdzą. Bo odkąd postawiłam na wygodne życie, częściej się do nich uśmiecham. Ba! Ciągle się uśmiecham.