DZIECIAKI CWANIAKI

Co łączy wszystkie matki, w momencie, gdy dziecko informuje, że je coś boli? Strach, niepewność, zmartwienie i bujna wyobraźnia, która podsuwa nam najgorsze scenariusze. Jeśli ten ból pojawia się często to naprawdę staje się poważnym problemem i zmartwieniem. Obserwujemy dziecko, często pytamy o samopoczucie, troszczymy się, przytulamy, próbujemy przeciwdziałać pojawiającym się objawom.

Martynę prawie codziennie wieczorem bolał brzuch. Siadała smutna na kanapie, podkurczała nogi i prosiła, żeby ją przytulać. Oczywiście szalałam z nerwów. Masowałam brzuch, podawałam coś do picia, siedziałam przy niej i robiłam wszystko, żeby jej ulżyć. Po którymś razie z kolei postanowiłam, że udamy się do lekarza. Trzeba koniecznie zrobić badania, przecież musi dziać się coś złego, skoro ból regularnie się pojawia. Wykluczyłam niestrawność (wprowadziłam nawet nową lekkostrawną dietę, ale ból powracał) czy stres w przedszkolu. Nie zdążyliśmy jednak udać się do specjalisty. Diagnozę postawiłam sama.

Któregoś dnia myjąc jej zęby zauważyłam, że coś niedobrego dzieje się z górną czwórką. Nie wiedziałam czy to początek próchnicy, dziwne zabarwienie czy ułamany kawałek zęba. Spontanicznie zapytałam czy jej przypadkiem nie boli. Następnego dnia zaczął boleć. Do tego stopnia, że leżała na kanapie trzymając się za policzek i zwracając na siebie całą moją uwagę. Tajemniczy ból zęba również zdiagnozowałam.

W obu przypadkach lekarstwem na ból okazywało się Calcium, wapno. Czasem już po połknięciu działał a ból znikał jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dla mnie wszystko stało się jasne. Symuluje, żeby mieć mnie tylko dla siebie. To jasne, że w sytuacji, gdy z nią działo się coś złego od razu opiekę nad młodszymi córkami zrzucałam na męża lub dzwoniłam do swojej mamy. Byłam tylko Martyny. Na te kilka chwil znów była jedynaczką. W jej odczuciu. I mimo że poświęcam jej każdą wolną chwilę i spędzamy razem każdy wieczór, znalazła sobie sposób, żeby wymóc na mnie dodatkowy czas. Bolało mnie to. Bardzo. Nie mogłam się przecież rozdwoić, ale nie mogłam też pozwolić na to, że będzie przyciągała mnie do siebie wyimaginowanym bólem. Bo pewnego dnia może się zdarzyć, że nie odróżnię prawdziwego bólu od symulowania.

Przestałam w końcu też podawać wapno. Kiedy wyraźnie widzę, że zaczyna kombinować i skarżyć się na ból, rzucam szybko, że na pewno zaraz minie i próbuję ją czymś zająć. Czymkolwiek, byle odwracało uwagę od bólu. Nagle okazuje się, że Martyna zaczyna się świetnie bawić i nawet nie pamięta, że przed chwilą bolał ją brzuch. Żeby mieć pewność pytam o samopoczucie podczas dobrej zabawy i zawsze okazuje się, że ból zniknął niczym bańka mydlana.

Zawsze zanim pobiegnę do lekarza, zanim wymyślę mnóstwo nowych chorób, które na pewno dotknęły moje dziecko, sprawdzam czy nie symuluje. Nie wiem czy robi to z premedytacją. Nie wiem czy w ogóle kilkuletnie dziecko może to kontrolować i wiedzieć, że postępuje źle. Ale nie dam się wykiwać ani dorobić sobie siwych włosów. Spokój przede wszystkim. I rozmowa. Nigdy nie przyznała się do tego, że udaje. I pewnie nie przyzna, ale pracuję nad tym, żeby takie sytuacje się nie powtarzały.

I pewnego dnia mi się uda.