BLIŹNIAKI WCZEŚNIAKI

W maju ubiegłego zostałam mamą dwóch dziewczynek. Wcześniaków. Urodziły się 6 tygodni przed terminem, w momencie gdy kończyłam 34 tydzień ciąży (zaliczono mi skończone 33). O wcześniakach wiedziałam tyle, że są to dzieci urodzone przedwcześnie. Nic więcej. Nigdy też nie interesowałam się tym tematem, bo Martyna urodziła się donoszona.

Bliźniaczki urodziły się z wrodzonym zapaleniem płuc, pierwszą dobę leżały pod respiratorem pozwalającym im oddychać. Nie miały odruchu ssania i były karmione sondą. Dla kogoś kto nie ma pojęcia o wcześniactwie to wszystko wydaje się straszne. Poza tym nikt nigdy nie jest w stanie przygotować matki na widok jej dziecka pod respiratorem…

No właśnie… Kiedy zaczęłam wdrażać się w temat, okazało się, że moje dzieci są w czepkach urodzone. W zależności od stopnia wcześniactwa, u dzieci urodzonych przed terminem zachodzi szereg nieprawidłowości.  To może być niedobór masy ciała i wzrostu, niedorozwój (uszkodzenie płuc, niewydolność oddechowa), zaburzenia wzroku (retinopatia) i słuchu, zaburzenia neurologiczne i rozwojowe. Nieprawidłowości te mogą wywołać szereg powikłań wcześniaczych takich jak: przetrwały przewód tętniczy, martwicze zapalenie jelit, krwotoki śródczaszkowe, opóźniony rozwój umysłowy czy dysplazja oskrzelowo-płucna.

Moje małe wyszły ze szpitala w 17 dobie życia. Dla mnie to był strasznie długi czas, przecież ich starsza siostra wyszła w piątej…

Potem pierwsza wizyta w poradni dla wcześniaków. Lekarka mówi, że dziewczynki rozwijają się adekwatnie do wieku korygowanego. Jakiego wieku korygowanego????? Przecież mają 3 miesiące, nie 1,5 jak twierdzi pani doktor. To wszystko mnie przytłacza. Nadal nie zdaję sobie sprawy z tego jak wielkie szczęście mają moje dzieci.

Któregoś dnia trafiam na grupę na facebooku zrzeszającą rodziców dzieci przedwcześnie urodzonych. Poznaję historie wielu z nich. Czytając ryczę resztkami sił. Poznałam matki, które miesiącami walczyły o życie swoich dzieci, które nadal walczą o ich prawidłowy rozwój. To matki, które tygodniami i miesiącami siedziały przy swoich maleństwach na OIOMie. Których dzieci przeszły sepsę. Są miesiącami rehabilitowane. Niedowidzą, są opóźnione. Matki wojowniczki! Pełne nadziei, radości nawet z każdego kolejnego dnia.

I ogarnia mnie wstyd. Za wszystkie swoje wcześniejsze myśli. Mam dzieci wcześniaki, które bardzo szybko umiejętnościami dogoniły rówieśników. Widzą, słyszą, są w pełni zdrowe. Ogarnia mnie wstyd za swoje zachowanie. Że 17 dni w szpitalu były dla mnie klęską…

Te kobiety, mamy… nauczyły mnie doceniać szczęście, które mam.

I naprawdę, należy im się pomnik za to…