MOJE DZIECKO ZROBIŁO COŚ ZŁEGO… A JA JE NAJPIERW POCHWALIŁAM

 

Kiedy dzieci robią coś głupiego, coś z czego same nie powinny nigdy być dumne, coś co podnosi nasze ciśnienie do niebezpiecznego poziomu, wtedy bardzo łatwo jest popełnić błąd. Taki, wiecie, rodzicielski. Bo zaczynają nami rządzić emocje, dajemy się ponieść złości, a co gorsza chcemy wyciągać konsekwencje w niewłaściwy sposób.

 

Dziś chcę Wam opowiedzieć o swoim sukcesie, dla odmiany. To oczywiście sukces osobisty i wcale nie musicie się z nim zgadzać, ale ja czuję, że w tak trudnej sytuacji, jaka mnie ostatnio spotkała, poradziłam sobie celująco. Wiem o tym ja, czuła to moja córka… i obie wyszłyśmy z tego jak zwyciężczynie.

 

Każdemu zdarza się zrobić głupstwo. To nie jest tylko domena przypisana dzieciom. Dorośli również popełniają błędy i czasem ciężko jest się przyznać do nich, zwłaszcza przed samym sobą. Bywa, że udajemy, że nic się takiego nie stało albo umniejszamy własne porażki, by poczuć się lepiej. Zdanie sobie sprawy z tego, że nie jest się perfekcyjnym zajmuje często wiele czasu, a zderzenie z tym faktem bywa bolesne. Wyobraźcie więc sobie takie kilkuletnie dziecko, które zdaje sobie sprawę z tego, że zachowało się niewłaściwie i teraz musi się z tym zmierzyć w swojej głowie. To nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy dziecko jest po prostu wrażliwe.

 

I tak było u nas. Nie będę pisała o co konkretnie chodzi, bo podejrzewam, że Martyna nie byłaby zadowolona, gdybym tak oficjalnie o tym wspomniała. Z resztą to w ogóle nie ma znaczenia o co poszło. Dużo wcześniej wiedziałam co się stało, ale milczałam… Milczałam i obserwowałam jak sama męczy się z tą sytuacją. Nie było mi łatwo. Po pierwsze szlag mnie trafił, bo wiedziałam, że jej zachowanie wynikało z tego, że ktoś inny ma na nią duży wpływ, a ja wciąż uczę ją, że nikt nie powinien nią sterować. Przecież ma własny umysł i potrafi odróżnić dobro od zła. A z drugiej było mi jej zwyczajnie, tak po matczynemu, żal. Bo to wciąż dziecko i czasem nie dostrzega tego, co ja widzę stojąc z boku.

 

Zebrała się jednak w sobie i przyszła do mnie porozmawiać. Zaczęła od: “muszę ci się do czegoś przyznać”. I tym wygrała, bo zamiast reprymendy, której być może powinnam jej od razu udzielić, najpierw pochwaliłam ją za odwagę, za to, że znalazła w sobie siłę, by przyznać, że zrobiła coś niefajnego. Oczywiście podkreśliłam, że wyrazem siły nie jest nierobienie rzeczy głupich, wyrazem siły jest przyznanie się do błędu, a potem naprawienie go. Emocje były ogromne, bo podziękowałam jej również za to, że ufa mi na tyle, by przyjść z tym problemem do mnie. I że zawsze może na mnie liczyć.

 

Nie stało się nic strasznego, od razu zaznaczam, bo to co napisałam wcześniej mogło zabrzmieć jakoś drastycznie 😀 Po prostu w innych okolicznościach może uznałabym, że mnie zawiodła. Ale teraz wcale tak nie było. Byłam dumna z niej. Z jej odwagi, jej wrażliwości i chęci zmiany.

 

Potem, owszem, zrobiłam pogadankę, bo tak rodzic też czasem musi, ale wiem, że czuła moje wsparcie i że sama w efekcie była z siebie dumna, a uczucie smutku się znacznie zmniejszyło.

 

Wiem, że emocje łatwo targają nami – rodzicami. I że czasem człowiek czuje, że musi dać upust złości i wyciągnąć konsekwencje. Ale czasem naprawdę wystarczy okazać dziecku zrozumienie i wsparcie i pomóc naprawić błąd. Zagryźć zęby i spróbować znaleźć coś dobrego, jak choćby to, że dziecko nam zaufało i samo zauważyło, że zrobiło źle.

 

Obie wygrałyśmy. Wyszłyśmy zwycięsko z sytuacji. Nie ma ludzi perfekcyjnych, choćby nawet świat chciał inaczej.