ŻÓŁTE TULIPANY DLA MAMY…

Obudziła się w nie najlepszym nastroju. Dopiero ciepłe promyki słońca wpadające do jej salonu poprawiły jej humor. Spojrzała na kalendarz i datę zakreśloną czerwonym długopisem. To dziś. Urodziny mamy.


Tyle lat nie miała dla niej czasu. Studia, miłość, imprezy. Czasem zadzwoniła do rodziców, ale raczej dlatego, że mama zaczynała się niepokoić, gdy przez dłuższy czas była cicho. Potem wyszła za mąż, urodziła dziecko, potem następne. Pierwsze lata były trudne. Pieluchy, kaszki, zupki pochłaniały cały jej czas. Alergie, bieganie po lekarzach i badaniach… nie było czasu na odwiedziny. Były ważniejsze sprawy.


Każde Święta spędza w domu rodzinnym. To musi wystarczyć. W dzisiejszym zapracowanym świecie to przecież normalne, że “tu i teraz” jest ważniejsze niż zwyczajne picie kawki z mamą.


Ale dziś będzie inaczej.


Stanęła przed lustrem zachwycając się sukienką, którą ubrała. Mama ją uwielbia. Zwłaszcza te marszczone rękawy. Kiedyś, gdy mama powiedziała jej, że w tym kroju wygląda zdecydowanie najpiękniej, kupiła drugą w innym kolorze. Dziś będzie zachwycona.


Pomyślała o tym całym straconym czasie. Przecież mogła znaleźć chwilę, by do niej pojechać. Dzieci okazały się świetną wymówką, żeby nie wsiadać w samochód i jechać 50 km w jedną stronę. Nagle dotarło do niej, że wciąż szukała jakiś wymówek. Bo przecież świeżo po chorobie dziecka nie pojedzie, w deszcz też niebezpiecznie, teraz się nie opłaca skoro za tydzień są Święta…


Dziś nic jej nie zatrzyma. Odbierze dzieci z przedszkola i wyruszą w drogę. Obiad? Zjedzą coś po drodze, przecież to żaden problem. Wszystko się zmieniło. Nagle zniknęły wszystkie przeszkody. Wystarczy wsiąść do samochodu i jechać. Do mamy.


Tyle okazji straciła na to, by ją przytulić, podziękować za wychowanie, za troskę, opiekę. Za każdą nieprzespaną noc, trzymanie za rękę , gdy chorowała, za wspólne spacery, wycieczki, wakacje. Za lody nawet zimą, naukę jazdy na rowerze, gdy się bardzo uparła, a na zewnątrz lało jak z cebra, za zapisanie na lekcje gry na flecie, choć wiedziała, że wytrzyma na nich nie więcej niż trzy godziny…


Dziś. Dziś powie “dziękuję”.


Nie pamięta kiedy ostatnio powiedziała jej, że ją kocha. Tak po prostu: “kocham cię mamo”, spontanicznie, bez okazji, bez zastanowienia. Nie pamięta. A powinna robić to za każdym razem kiedy się widziały.
Dziś powie jak bardzo ją kocha. Nikogo na świecie nie kocha się przecież tak jak mamy. Tak, powie jej to, jest tego pewna.


Wyrusza. Po drodze kupuje jeszcze kwiaty w pobliskiej kwiaciarni. Mama od zawsze uwielbiała żółte tulipany. I takie jej weźmie. Największy bukiet żółtych tulipanów…


Kiedy razem z dziećmi dojeżdża na miejsce, zadowolona znajduje miejsce na parkingu. Tu zawsze jest sporo samochodów, więc tym bardziej się cieszy, że dziś poszło tak sprawnie. “Wiecie, gdzie przyjechaliśmy?” – pyta maluchy. “Do babciiii” – krzyczą jeden przez drugiego, a ona uśmiecha się delikatnie.


Wstawia kwiaty do wazonu. “Kocham cię mamusiu… Tak bardzo cię kocham…” – szepcze.


Zapala znicz…