nieperfekcyjna mama kubek

LENIWA (?), NIEOGARNIĘTA (?), ALE SZCZĘŚLIWA (!)

  • Pewnej niedzieli jako leniwa, nieperfekcyjna matka uznałam, że nie będę gotować (chyba należy mi się wolne od czasu do czasu?) i pojedziemy na obiad do restauracji. Dzieci ucieszone, mąż tym bardziej, mój portfel mniej, ale nie umiał się bronić, więc pojechaliśmy. Wszyscy najedzeni, szczęśliwi i pogodni wróciliśmy do domu. Nie czekał na mnie pełny zlew naczyń ani syf na blacie kuchennym. Miałam chęć i czas spędzić resztę niedzieli bawiąc się z dziećmi.
  • Zbliżały się Święta. Miałam dwie współprace na blogu do ogarnięcia, posprzątanie domu, zakatarzone dzieci i zero pomocy ze strony męża, bo sam był zapracowany. Stwierdziłam, że żadnych wielkich porządków nie będzie. Nie i koniec. Niech sobie okna będą zakurzone, umyję je po Świętach. Nie będę zarzynać się dla dwóch dni, które i tak w większości spędzimy poza domem. Wiesz co? To były super dwa dni w gronie rodzinnym, kiedy nie czułam się przepracowana. Było perfekcyjnie. Ale z brudnymi oknami.
  • Położyłam dzieci do łóżek. Wiedziałam, że dla mnie ten wieczór dopiero się zaczął. Trzeba było odpisać na sto zaległych maili, wyprasować stertę ubrań i ogarnąć kuchnię. Nie miała ani sił, ani ochoty. W głowie huczały mi przeczytane tego dnia słowa na jednej z grup dla mam: “najważniejsza jest dobra organizacja i sprzątanie na bieżąco, wtedy się nie zbiera”. Spojrzałam na swój dom. Jeśli zostawię to wszystko do rana przepadnę. Z drugiej strony głos w mojej głowie mówił: “Pieprzę to. Nie umrzemy tylko dlatego, że zostawię bałagan na rano”. Wzięłam kąpiel i położyłam się do łóżka. Wyspałam się za wszystkie czasy, a rano wstałam z podwójną motywacją i chęciami do działania. Ogarnęłam wszystko w godzinę. Zyskałam spokojną, długą noc.
  • “Mamo, pobaw się z nami w sklep!” – ooo nieee. Nienawidzę tej zabawy. Biorę koszyk, wybieram kilka produktów, płacę, robię kółko wokół stołu i wracam do sklepu. Na tym polega cała zabawa. Wszyscy chcą sprzedawać, a ja mam być klientką. Po moim trupie. Nie bawię się w to. BO NIE LUBIĘ. Wymyślamy tak długo, aż wszyscy akceptują grę. I mówię wprost, nie ukrywam tego przed dziećmi. Zabawa w sklep to dla mnie udręka.
  • Nie ubieram dzieciom butów, nie wstaję z krzesła na każde “nie umieeem”, nie myję im rąk ani buzi, gdy się pobrudzą, nie nalewam wody do szklanek, gdy chce im się pić, nie myję ich w wannie, tylko siedzę na zamkniętym kibelku i mówię: “teraz buzia, teraz szyja…itd.”. Leniwa? Wychodzi mi to na dobre, mam bardzo samodzielne dzieci.
  • Zła, leniwa, nieogarnięta egoistka. Bywam. Pozwalam sobie nią bywać. Nie zawsze. Nie codziennie. Nie w każdej sytuacji. Potrafię odłożyć wszystko na bok, gdy dziecko chce się przytulić. Mimo zmęczenia, potrafię zrezygnować z czytania książki i odpoczynku i przez pół godziny trzymać za rękę zasypiającą córkę.
    Stawiam na wygodę, ale nigdy kosztem dzieci. Krzywda im się nie dzieje.
  • A ja jestem szczęśliwsza.

Kubek ze zdjęcia do kupienia tutaj: SKLEP