#WASZEWYZNANIA 14/ PRZEDE MNĄ KOLEJNE ROZSTANIE…

Nie wiem dlaczego zdecydowałam się do Ciebie napisać. Może szukam pocieszenia albo po prostu zrozumienia. Chociaż nie spodziewałabym się, że ktokolwiek mnie zrozumie.

Dwukrotnie byłam w związku małżeńskim i raz w dłuższym nieformalnym związku. Ale zacznę od początku.

Poznałam swojego pierwszego męża, gdy miałam osiemnaście lat. On zakochał się na zabój. Był w stanie dla mnie góry przenosić. Dogadywaliśmy się bez słów. Wszystkie koleżanki mi go zazdrościły, a ja czułam się wyjątkowa. Taki facet wybrał właśnie mnie! Moi rodzice go pokochali. Bywał w naszym domu bardzo często, a i ja miałam świetny kontakt z jego mamą i bratem. Sielanka, można pomyśleć.

Moi rodzice naciskali na ślub. Miałam już 25 lat, nasz związek trwał, więc podobno powinniśmy się pobrać. On był bardzo chętny, ja przekonana, że to dobry krok. Tak przecież powinno być. Mieszkaliśmy ze sobą już od roku, więc to była naprawdę dobra pora, by się pobrać.

Rozwiedliśmy się po trzech latach. Nie mieliśmy dzieci. Nie chciałam mieć, czułam się jeszcze zbyt młoda. Dziecko zrujnowałoby moją karierę. Myślę, że to dlatego zdecydował się mnie zostawić. Było mi przykro, ale nawet nie płakałam. Rozstaliśmy się w zgodzie i do dziś mamy ze sobą kontakt.

Na wyjeździe służbowym poznałam swojego drugiego męża. Imponował mi swoją wiedzą i inteligencją. Oczytany, elokwentny, dobrze ubrany, potrafiący zachować się w każdej sytuacji. I również po nieudanym małżeństwie. Traktował kobiety jak księżniczki. Czułam się przy nim bezpiecznie. Potrafiliśmy godzinami gadać o przeczytanych książkach. Był moim najlepszym przyjacielem… bratem. Pobraliśmy się szybko, mimo złych doświadczeń małżeńskich. Potem urodziłam córkę. Któregoś dnia stwierdziłam, że ten związek już mnie męczy. Wiem, że go zraniłam, ale nie potrafiłam inaczej. Wiedziałam już wtedy, że chyba ze mną coś jest nie tak…

Wpakowałam się w kolejny związek. Kolega z liceum. Spotkaliśmy się po latach i zaiskrzyło. Choć nie wiem, czy to odpowiednie słowo.

Moja mama twierdziła, że samotna kobieta z dzieckiem nie jest dobrym materiałem na partnerkę, więc skoro on tak bardzo mnie kocha to powinnam się cieszyć. Bo to tak, jakby Pana Boga za nogi złapać. Mieszkamy ze sobą już pół roku. Ale i tym razem wiem, że nic z tego nie będzie. Prędzej czy później, odejdę. Myślę, że już wkrótce.

Dlaczego? Nie wiem co jest ze mną nie tak. NIGDY nie byłam zakochana. Nigdy nie czułam tych słynnych motyli w brzuchu, nie uginały mi się kolana na widok faceta. Naprawdę, nigdy się nie zakochałam.

Swoich partnerów traktuję bardziej jak przyjaciół, dobrych kolegów. Nie mam problemów z nawiązaniem znajomości seksualnych, ale uczuciowo nigdy się nie angażuję, choć naprawdę bym chciała. Przy czym bardzo kocham swoje dziecko. Najmocniej na świecie. Jestem więc zdolna do większych uczuć.

Wiem, że ludzie łączą się w pary, biorą ślub, potem nagle się nie dogadują i decydują na rozwód. U mnie nie ma tego pierwszego etapu: zakochania. Dlatego związki nie mają szans na przetrwanie. Nie wiem, co robić. Czekać na tego jedynego? A jeśli się nie zjawi? Ile czekać?

 

Justyna

 

#WASZEWYZNANIA to skryte maile, które publikuję za Waszą zgodą.

Jeśli chcecie podzielić się swoją historią piszcie na : kontakt@nieperfekcyjnamama.pl. Najciekawsze pojawiają się na blogu w każdą niedzielę.