macierzyństwo bez lukru

MACIERZYŃSTWO BEZ LUKRU, PUCHU I RÓŻOWYCH OKULARÓW

 

Często po ciężkim dniu z dziećmi leżysz na kanapie i dosłownie zdychasz. Bolą cię nogi, ręce, plecy. Mózg cię boli. To zmęczenie może równać się z tym jakie czują sportowcy po przebiegnięciu maratonu. Nie, nigdy go nie zdobyłam, ale wyobrażam sobie, że jest podobnie odczuwalny.

Zerkasz na podłogę, wszędzie walają się zabawki. W kuchni zlew pełen naczyń, zmywarka piszczy, ale musiałabyś wstać i ją opróżnić. W łazience znów dzieci bawiły się w Alladyna. Każde z nich miało swój latający dywan, tfu! ręcznik. Ten najbielszy z najbardziej białych jest już wspomnieniem. Nie pamiętasz jak wygląda dno kosza na pranie. Pralka pracuje prawie cały czas. Po lewej stronie stoi góra brudnych ubrań, po prawej wyprane, które trzeba jeszcze uprasować, ułożyć, roznieść po pokojach… Po to, by znów mieli co brudzić.

Buty… Widzisz je kątem oka. Stoją przy szafie, zupełnie jakby ktoś odebrał twojemu dziecku siły, by tę szafę otworzyć, włożyć do niej te trampki i zamknąć. Znów zdarte podeszwy. W kolejnej parze.

Trzeba wyczyścić lodówkę. Kupiłaś ser, którego nikt nie chciał jeść. Zdążył się zepsuć. Zamrażarka tak obrosła lodem, że zanim wyciągniesz z niej frytki to musiałabyś skuć pół lodowca. K2 przy tym to pikuś.

Okna tarasowe oblepione do metra dwadzieścia. Tam gdzie sięgną małe paluszki, tam zostawią swój ślad. Odbite nosy i małe usta. Jutro zmyjesz. Dziś już nie.

Robisz w myślach plan na jutro. Trzeba kupić nowe przybory do szkoły. Kapcie do przedszkola i plecaki. Mężowi skończył się żel pod prysznic. Pasty do zębów wystarczy jeszcze na dwa dni. Olej, masło i mąka…
Rachunek za prąd znów wyższy, chociaż starasz się oszczędzać…

Natłok myśli. Co gotować jutro na obiad? Coś na talerzu przecież musi być, żeby mogły się skrzywić. Hmmm, a ta wysypka dziwna u starszego to chyba od truskawek…

Znów zdarłaś sobie dwa paznokcie. Zabawa z dziećmi na dworze to nie przelewki. Zanim urosną minie lato. I jesień. Na Sylwestra zapuścisz. Tak jak włosy, z których ostatnio próbowałaś ściągnąć ciastolinę. Tak skutecznie, że fryzjerka posikała się ze śmiechu na twój widok.

Resztkami sił wyciągasz lody. Schowane niczym najcenniejszy skarb w ciemnościach zamrażarki między K2 a ścianką. Oczy ci błyszczą. Zżerasz całe, nie słysząc dziecięcego skomlenia. I te lody, tak, właśnie te lody, to najwspanialszy przysmak zjedzony w absolutnej ciszy, po całym męczącym dniu. Nikt nie woła, nikt nie prosi, nikt się nie kłóci. Chwilo trwaj.

W końcu masz czas dla siebie. Wyciągasz książkę. Po przeczytaniu trzech stron zdajesz sobie sprawę z tego, że nie wiesz o czym czytałaś. To nie ma sensu!

Kierujesz się w stronę sypialni, powinnaś już dawno spać. Nie trafiasz jednak do niej, skręcasz. Zerkasz na śpiące dzieci, przykrywasz nogi kołdrą, przymykasz okno, bo wieje. Wychodząc słyszysz ciche: “mamusiu… kocham cię…”

Leżąc uśmiechasz się do siebie. Jesteś szczęściarą. Przecież ci, którzy nie mają dzieci, nigdy nie doświadczą tego wszystkiego.

Jesteś. Szczęściarą.